Wyścigowe mistrzostwa świata skutecznie kuszą motoryzacyjnych gigantów, mimo że w dającej się przewidzieć przyszłości z zawodów nie znikną przecież silniki spalinowe. Audi czy Ford, które kładą duży nacisk na rozwój zrównoważonego napędu w samochodach drogowych, koncentrują się obecnie na autach elektrycznych. Nie przeszkadza im to w podjęciu wyzwania w F1. Obie marki pojawią się na wyścigowych torach w 2026 r. wraz ze zmianą przepisów technicznych.
Fani silników benzynowych mogą spać spokojnie: przyszłość królowej motorsportu nadal oparta jest na „tradycyjnym” napędzie, chociaż ten kosmiczny sport nie pozostaje głuchy na zmieniający się świat.
Czytaj więcej
Porsche 944 daleko do kultowej 911, jednak model ten mocno zakorzenił się w popkulturze. Występuje m.in. w grze komputerowej Need for Speed i popularnych symulatorach serii Forza Motorsport. W zbiorowej wyobraźni ma poczesne miejsce.
Praca nie idzie na marne
Zespoły od 2014 r. muszą korzystać z jednostek hybrydowych. Niewielki, turbodoładowany silnik spalinowy V6 o pojemności 1,6 litra współpracuje z dwoma układami odzyskiwania energii. Praca hamulców oraz turbosprężarki nigdy nie idzie na marne, bo wytwarzana przez nie dodatkowa energia jest zamieniana na moc, dzięki czemu w najmocniejszych trybach pracy samochody F1 rozwijają ponad tysiąc koni mechanicznych.
Bezkarna pula jednostek napędowych wynosi trzy sztuki na cały sezon, a na przejechanie ponad 300 kilometrów w wyścigu można zużyć jedynie nieco ponad 100 kilogramów paliwa. Sama wydajność takich jednostek też jest imponująca: w poprzedniej erze technologicznej spalinowe silniki V8 wykorzystywały niespełna 30 proc. energii ze spalanego paliwa do napędzania samochodu. Teraz wskaźnik wydajności przekracza 52 proc., podczas gdy w zwykłych autach drogowych z silnikami spalinowymi wynosi marne 20 proc.