Moja firma nie powstała na bazie państwowego przedsiębiorstwa, nie tworzył jej zagraniczny kapitał, nie zaczynałem też z dolarowym spadkiem z Ameryki... Zbudowałem ją od podstaw we Włoszczowie – niewielkim miasteczku z dala od wielkich ośrodków przemysłowych” – tak własną karierę opisał Bogusław Wypychewicz w katalogu Zakładu Produkcji Urządzeń Elektrycznych. Nie ma w tym przesady.
[srodtytul]Z garażu na parkiet[/srodtytul]
Początki biznesowe Wypychewicza (rocznik 1964) przeszły do legendy polskiej przedsiębiorczości. Urodzony w niezamożnej rodzinie, w technikum żeglugi śródlądowej dorabiał, budując radia, prostowniki i spawarki. Po szkole średniej pracował jako elektryk. W 1988 roku otworzył jednoosobowy zakład w garażu swojego teścia, w którym zajmował się instalatorstwem elektrycznym. Pół roku później zaczął się specjalizować w produkcji tablic rozdzielczych dla budownictwa.
Przez przypadek – na jednej z budów musiał po prostu zbudować sobie takie urządzenie. Spodobało się ono klientom. W 1990 roku Wypychewicz nawiązał współpracę z branżą energetyczną, która wreszcie mogła zaopatrywać się u prywatnych przedsiębiorców. Dziewięć lat później odbył się debiut ZPUE na giełdzie. Firma produkuje stacje transformatorowe oraz rozdzielnice średniego i niskiego napięcia – z powodzeniem konkurując z takimi potentatami, jak ABB czy Siemens.
Zdaniem Wypychewicza dziś powtórzenie jego ścieżki kariery byłoby niemożliwe. Nie tylko ze względu na to, że technologia jest już zbyt zaawansowana, by można było urządzenia składać w garażu. Również dlatego, że przepisy są dla przedsiębiorców bardziej niekorzystne niż u schyłku PRL.