Rok 1982. W Polsce stan wojenny. Pomysł uruchomienia własnego biznesu wydawał się wtedy szalony. Stanisław Mikrut postanowił jednak zrezygnować z nieźle płatnego stanowiska szefa działu zaopatrzenia w Polifarbie Dębica i założyć własny zakład. Rodzina i przyjaciele szczerze odradzali. Mimo to zastawił mieszkanie i samochód, wziął kredyt i we wsi Skrzyszów – razem ze wspólnikiem Stanisławem Cymborem – uruchomił produkcję rozpuszczalników.
Niedługo potem w ślady starszego brata poszedł Kazimierz Mikrut, dotychczas szef laboratorium w dębickim Polifarbie. W 1984 r. w Paszczynie pod Dębicą ruszył drugi zakład. Młodszy Mikrut też miał wspólnika – Jerzego Patera.
Zakłady zatrudniały początkowo, łącznie z właścicielami, po kilka, później po kilkanaście osób. O klientów nie musiały się martwić, gorzej było z surowcami. Wcześniejsze kontakty Stanisława Mikruta okazały się bezcenne. Firmy wytwarzały wyroby nitro i rozpuszczalniki, ale najwięcej zarabiały na sprzedaży... cudzych produktów. Kupowano farby w wielkich pojemnikach, przelewano je do mniejszych i rozwożono po okolicznych sklepach. Marża sięgała nawet 1000 proc.
Pod koniec lat 80. kryzys był tak głęboki, że nie można już było kupić nic, co nadawałoby się do takiego przelewania. Mikrutowie opracowali więc własną technologię i jako pierwsi w Polsce wypuścili na rynek prawdziwie śnieżnobiałą emulsję. Tak oto powstała najpierw Śnieżynka, a potem Śnieżka. Ta druga marka okazała się tak dobra, że gdy pod koniec lat 90. biznesy braci Mikrutów i ich wspólników się łączyły, stała się nazwą nowej spółki. Każdy z jej akcjonariuszy objął 25 proc. akcji.
Nazwa fabryki stała się także wspólną nazwą wszystkich wyrobów. I był to strzał w dziesiątkę. Już po pięciu latach (jak wynika z badań, jakie OBOP przeprowadził w 2003 r.) Śnieżka stała się najlepiej rozpoznawalną marką farb i lakierów dostępnych na polskim rynku. A były to już czasy, gdy Śnieżka przerosła Polifarb Dębicę, z którego wywodzili się założyciele fabryki.