Sportowcy dostaną w Pekinie nowe telefony oraz paczki z produktami firmy kosmetycznej, która przygotowała dla nich w wiosce salon piękności. Usługi na terenie olimpijskim można opłacić tylko jednym rodzajem karty kredytowej. Snowboardziści, zjeżdżając ze stoku, zobaczą reklamę samochodu. Producent zegarów pochwalił się już nową pozycją w kolekcji olimpijskiej.
Międzynarodowy Komitet Olimpijski (MKOl) jest organizacją non profit, ale z zarabianiem radzi sobie doskonale. Fundamentem budżetu są wpływy z praw telewizyjnych, ale duży wkład – według ostatnich oficjalnych danych dokładnie 18-proc. – w jego finansowanie mają także sponsorzy z grupy TOP, czyli Olimpijskiego Programu Partnerskiego.
Igrzyska to dziś olbrzymie przedsięwzięcie biznesowe, więc władze MKOl-u dbają o przyjaciół. Partnerzy imprezy dostają przywileje na wyłączność, ich monopolu pilnuje Karta Olimpijska. Dostęp ten oczywiście kosztuje. Główni sponsorzy igrzysk wpłacą w tym roku do kasy MKOl-u prawie 2 mld euro. Zwrot z inwestycji jest jednak zagrożony.
Buty w ogniu
Perspektywa imprezy w Pekinie sprawiła, że międzynarodowi giganci siłują się z arkuszem kalkulacyjnym i sumieniem. Żaden z partnerów ruchu olimpijskiego nie chce dziś potępić gospodarzy imprezy za łamanie praw człowieka: prześladowanie mniejszości ujgurskiej, zatrzymania przeciwników politycznych, tłumienie wolnościowych dążeń obywateli Hongkongu.
Nacjonalizm zaszczepiony obywatelom przez Komunistyczną Partię Chin (KPCh) uczynił tamtejszy rynek niezwykle wrażliwym. Potępienie praktyk pracy przymusowej w Sinkiangu przez H&M sprawiło, że firma musiała zamknąć dziesięć sklepów, świat obiegły materiały filmowe pokazujące demontaże logotypu, a jej obroty na chińskim rynku spadły o 28 proc.