W Polsce także widać dwie przeciwstawne siły: z jednej strony jest spowolnienie gospodarcze, a drugiej przyspieszająca inflacja. Co z tego wynika dla notowań obligacji?
Podobnie jest w zasadzie we wszystkich gospodarkach Europy Środkowo-Wschodniej. Od II połowy 2019 r. spowolnienie jest już wyraźnie widoczne. Przejawia się to także tym, że słabną napięcia na rynku pracy. Z tego powodu nie jest uprawnione ekstrapolowanie tego, co dziś dzieje się z inflacją – a co sprzyja wzrostowi rentowności. Nie należy zakładać, że inflacja będzie już tylko i wyłącznie rosła. Gdzieś w tym wszystkim jest Rada Polityki Pieniężnej, która wyznacza stopy procentowe będące punktem odniesienia na rynku pieniężnym. A stanowisko RPP jest obecnie dość jednoznaczne. Jakiekolwiek zmiany stóp wydają się mało prawdopodobne. Na rynku mogą się oczywiście pojawiać oczekiwania na podwyżki, ale traktowałbym je jako okazję inwestycyjną.
W przypadku obligacji z rynków rozwiniętych spowolnienie gospodarcze to czynnik sprzyjający spadkowi rentowności. Ale czy w Polsce i innych krajach regionu jest tak samo? Czy nie jest tak, że w przypadku rynków wschodzących okresy spowolnienia powodują wzrost awersji do ryzyka, która zniechęca inwestorów do wszystkich aktywów z tych rynków?
Postrzeganie polskiego rynku w ostatnich kilkunastu latach mocno się zmieniło. W wielu klasyfikacjach wciąż Polska jest zaliczana do rynków wschodzących, ale powiedziałbym raczej, że jest rynkiem przejściowym, tzn. jest gdzieś pomiędzy rynkiem dojrzałym a wschodzącym. To samo dotyczy np. Czech i Węgier. Na takich przejściowych rynkach słabsze dane z gospodarki są raczej odbierane jako sygnał, że stopy procentowe w przyszłości nie będą rosły, co sprzyja spadkowi rentowności obligacji, a nie powoduje zmiany w postrzeganiu kraju i wzrostu premii za ryzyko. To mogłoby się oczywiście zmienić, gdyby spowolnienie w którymś z tych krajów spowodowało problemy w budżecie. Ale z wyjątkiem Rumunii, która jest odrębnym przypadkiem, sytuacja budżetowa krajów Europy Środkowo-Wschodniej jest dobra. Żadne z państw nie ma problemów z zaspokojeniem swoich potrzeb pożyczkowych, a podaż obligacji jest mała.
Na koniunkturę na polskim rynku długu w ostatnich latach wyraźnie wpływał podatek od aktywów bankowych. Zwiększył bowiem popyt banków na zwolnione z tej daniny obligacje skarbowe. Co obecność na tym rynku graczy, którzy są mało wrażliwi na zmiany cen, oznacza dla inwestorów takich jak TFI?
To jest część ogólnoświatowego zjawiska. Na całym świecie jest dziś duża grupa kupujących, którzy są niewrażliwi na ceny. Są nawet tacy inwestorzy, którzy zachowują się w sposób zupełnie niepodręcznikowy. Na przykład dla ubezpieczycieli spadek rentowności stanowi kłopot, czyli wzrost cen nie jest dla nich czymś pożądanym. Z punktu widzenia osób zarządzających funduszami w Polsce absorbcja podaży lokalnych obligacji przez inwestorów niewrażliwych na cenę oznacza coraz większą konieczność wychodzenia poza nasz rynek i szukania pomysłów inwestycyjnych za granicą. W Polsce, gdzie rentowności 10-latek są w pobliżu 2 proc., stopy procentowe nie zmieniają się od pięciu lat, zmienność cen obligacji jest stosunkowo niska, jest o to coraz trudniej.