Miedź jest jednym z bohaterów tego roku na rynku surowców i towarów. Nie tak dawno jej cena na giełdzie w Londynie zbliżyła się do 11 tys. USD za tonę. Ten poziom ostatecznie nie został jednak przetestowany – przynajmniej na razie. W końcówce ubiegłego tygodnia niedźwiedzie dały o sobie znać i miedź oddała część zwyżek. Eksperci uspokajają: to tylko korekta, a nie początek zmiany trendu.
Imponujące liczby
Nawet uwzględniając ostatnie spadki, ceny miedzi są ponad 30 proc. wyżej niż na początku roku. W ciągu 12 miesięcy podskoczyły prawie o 100 proc.
– Wzrost jest imponujący, dlatego korekta w notowaniach miedzi wydaje się być czymś jak najbardziej naturalnym i szeroko oczekiwanym. Spadki techniczne były więc tylko kwestią czasu. Inwestorzy średnio- i krótkoterminowi po prostu zaczęli realizować zyski. Z technicznego punktu widzenia na wykresie buduje się formacja chorągiewki, która przynajmniej w teorii zapowiada kontynuację dominującego trendu. Kluczowy jest poziom 10 210 USD za tonę metalu – mówi Łukasz Zembik, kierownik departamentu analiz w TMS Brokers.
Co stoi za ostatnimi spadkami na rynku miedzi? – Presję podażową na rynku powodują obawy przed wysoką inflacją. Ryzykiem jest zmiana nastrojów inwestorów, co może ciążyć cenom surowców. Ostatnie wysokie wskaźniki CPI czy PPI dla Stanów Zjednoczonych w pewnym stopniu wprowadzają nerwowość. Nie do końca wiadomo, jak banki centralne i rządy zareagują na wysoką inflację. Co prawda przedstawiciele Fedu uspokajają, że presja cen jest zjawiskiem przejściowym, a spadki powinniśmy zobaczyć w drugiej połowie roku – wskazuje Zembik.
Inwestorów mogły także nieco rozczarować ostatnie dane z Chin, szczególnie te dotyczące sprzedaży detalicznej. A przecież to Chiny są głównym aktorem na rynku miedzi. Spadki mogłyby być nawet większe, gdyby nie zagrożenie strajkami w kopalniach w Chile.