Mieszkaniowe kredyty w CHF zaczęły być problem, gdy szwajcarska waluta, po wybuchu globalnego kryzysu finansowego w 2008 r., zaczęła zyskiwać mocno na wartości. Miesięczne raty, a przede wszystkim wartość kapitału w przeliczeniu na złotego, wzrosła tak bardzo, że kredytobiorcy stali się „niewolnikami” takich kredytów. Mimo sukcesywnego spłacania zobowiązań, wartość długu wciąż rosła, do poziomów przewyższających kilkukrotnie wartość początkową, a także wartość mieszkania kupionego za ten kredyt.
Za pierwsze przełomowe wydarzenie w kontekście tego problemu można ocenić uznanie (z inicjatywy Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów) niektórych zapisów w umowach o kredyty frankowe jako klauzule abuzywne, czyli niedozwolone, począwszy od 2011 r. Dało to tzw. frankowiczom podstawy do dochodzenia swoich roszczeń w sądzie i nadzieje na „odfrankowienie” kredytu lub nawet jego unieważnienia.
Początkowo liczba chętnych do procesowanie się z bankami nie była bardzo duża. Do 2017 r. liczba składanych pozwów w sprawach frankowych było minimalna, w latach 2017–2019 wynosiła ok. 1,5 tysiąca na kwartał. W efekcie do końca 2019 r. ich ogólna liczba sięgnęła niecałych 20 tys. Ale od października 2019 r. nastąpiło gwałtowne przyspieszenie i obecnie (w drugiej połowie 2022 r.) łączną liczbę pozwów szacuje się już na ponad 100 tys.
To efekt wyroku Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej (właśnie z października 2019 r.), który, jak się szybko okazało, miał fundamentalne znaczenie dla wszystkich uczestników sporu. TSUE (odpowiadając na pytanie prejudycjalne zadane przez Sąd Okręgowy w Warszawie w sprawie Dziubak kontra Raiffeisen Bank) orzekł, mówiąc w uproszczeniu, że walutowa umowa kredytowa, które zawiera nieuczciwe postanowienia (uznane za abuzywne) może zostać unieważniona, zgodnie z decyzją sądu krajowego.
Od tego czasu ruszyła nie tylko lawina pozwów, ale zmieniła się też linia orzecznicza polskich sądów. Obecnie nawet 98 proc. postępowań kończy się wyrokiem w ogóle korzystnym dla frankowiczów, z czego aż 98 proc. to unieważnienie umów (w efekcie czego kredytobiorca ma oddać bankowi cały kredyt, a bank – oddać kredytobiorcy wszystko to, co dotychczas zapłacił), co daje w zasadzie „darmowy” kredyt.