Zmierzający ku końcowi rok to, z punktu widzenia inwestora, okres triumfu krajowych aktywów nad zagranicznymi. I chodzi tu nie tylko o pokaźne stopy zwrotu z akcji czy obligacji, ale też towarzyszące temu umocnienie złotego. W chwili pisania tego artykułu kurs EUR/PLN jest prawie 8 proc. pod kreską od początku roku (w przypadku USD/PLN jest to nawet prawie 10 proc.).
Linia trendu pękła
Listopad przyniósł kolejny ważny krok – kurs euro przebił wieloletnią linię tendencji zwyżkowej, której początki można datować jeszcze na 2010 rok. Ten prosty sygnał techniczny otwiera teoretycznie drogę do kontynuacji osłabiania się euro (i umocnienia złotego) w średnim terminie.
Jak daleko może potencjalnie zawędrować ten trend? Patrząc na nominalny kurs euro, można łatwo popuszczać wodze fantazji w kreśleniu przyszłych scenariuszy. Są też jednak mocne argumenty za tym, by zachować pewien umiar – aby określić naturalne bariery dla potencjalnej dalszej aprecjacji złotego musimy odwołać się już nie tylko do prostego wykresu technicznego, lecz również do analizy fundamentalnej.
Eksport mniej opłacalny
Pierwszą naturalną barierę dla umacniania się złotego wyznacza opłacalność polskiego eksportu. Według niedawnej ankiety NBP wśród przedsiębiorstw, średni kurs opłacalności wyniósł w III kwartale 4,24 zł, a przedział tzw. ufności ukształtował się od 4,08 do 4,40. Listopadowy spadek kursu euro w pobliże 4,35 oznacza zatem, że aprecjacja złotego zaczyna już „podgryzać” rentowność polskiego eksportu. Dalszy ruch w stronę 4,24 lub niżej stawałby się już coraz bardziej ryzykowny i dla eksportu, i dla całej gospodarki. Pocieszające jest to, że wraz z normalizacją inflacji (której umocnienie złotego akurat pomaga) nie byłoby zaskoczeniem, gdyby ankietowy kurs opłacalności zaczął przesuwać się stopniowo w dół w kolejnych kwartałach (a tak już bywało historycznie).