Po wybuchu wojny w Ukrainie ceny gazu (TTF Gas) w szczytowym momencie, gdy Europa robiła na gwałt zapasy przed zimą, osiągnęły aż 350 euro/Mhw. Jest to rynek z bardzo sztywnym popytem, który musiał być zaspokojony bez względu na cenę. Ucięcie podaży rosyjskiego surowca, podsycane obietnicami polityków z bogatszych krajów członkowskich o zapewnieniu gazu na zimę, umożliwiło ponad czterokrotne wywindowanie cen. Tak duża zwyżka w krótkim czasie mogła okazać się zabójcza dla energochłonnego przemysłu.

W ciągu ostatniego tygodnia cena gazu spadła jednak o około 20 proc. i jest już na poziomie sprzed wybuchu wojny. Magazyny gazu w Europie są zapełnione w okolicach 90 proc., co oznacza, że jeśli nie wydarzy się nic niespodziewanego, to tej zimy powinniśmy być spokojni o ogrzewanie naszych domów. W zeszły poniedziałek UE wprowadziła cenę maksymalną gazu na poziomie 180 euro/Mhw. Choć z dzisiejszego punku widzenia limit ceny jest abstrakcyjny (cena gazu kształtuje się teraz na poziomie 90 euro/Mhw), warto pamiętać, że zapewnienie bezpieczeństwa energetycznego następnej zimy będzie ciągle wyzwaniem. Mimo że kryzys energetyczny jeszcze nie dobiegł końca, to można mieć już nadzieję, że energochłonny przemysł najgorsze ma już za sobą. Wciąż aktualne jest pytanie, czy za rok uda się uniknąć gazowego szaleństwa. Duży udział w tej sprawie będą mieć politycy, którym życzymy, by tym razem nie reagowali z opóźnieniem.