W cieniu spowodowanego sankcjami technicznego bankructwa Rosji doszło do plajty jej najbliższego sojusznika – Białorusi. 13 lipca minął termin spłaty wartych 22,9 mln USD odsetek od białoruskich obligacji rządowych zapadających w tym roku. Władze w Mińsku utrzymują, że odsetki spłaciły już 29 czerwca. Zrobiły to jednak nie w dolarach, ale w rublach białoruskich. Było to złamaniem warunków kontraktu obligacyjnego. Agencja Fitch obniżyła więc rating kredytowy Białorusi do poziomu RD oznaczającego „ograniczone bankructwo”, a także wycofała ratingi dla trzech białoruskich firm ubezpieczeniowych. Za bankruta Białorusi formalnie jeszcze nie uznają agencje S&P i Moody’s. Jej rating w S&P jest od marca na bardzo niskim poziomie CCC, a w Moody’s na poziomie Ca (takim samym jak mają Rosja, Argentyna, Zambia i Portoryko) z perspektywą negatywną. Analitycy Moody’s ostrzegali wcześniej, że spłata wierzycieli rublami białoruskimi będzie oznaczała bankructwo Białorusi. Białoruskie Ministerstwo Finansów oskarżało wówczas Moody’s o stronniczość i przypominało, że zerwało współpracę z tą agencją w 2018 r.
W sierpniu Białoruś będzie miała do spłacenia jeszcze dwie raty obligacji. Wszystko wskazuje, że zapłaci inwestorom w rublach białoruskich, a oni będą mogli je odebrać z kont założonych w białoruskich bankach. To jednak w sumie niewiele zmieni w kondycji gospodarczej Białorusi. Kraj ten od wielu miesięcy jest już praktycznie odcięty od rynków międzynarodowych, a rynek obligacji nie stanowił w ostatnich latach dla niego głównego źródła finansowania. Wszystkie białoruskie obligacje w obiegu oceniano w czerwcu na około 3,5 mld USD. Co prawda jeszcze w 2021 r. kupowały je m.in. francuskie banki, ale od dawna Białoruś uchodziła za rynek bardzo ryzykowny. Każdy, kto kupował jej dług, musiał więc mieć świadomość, że może stracić zainwestowane w niego pieniądze. Sama Białoruś bardziej niż na obligacjach polegała natomiast na pożyczkach zaciągniętych w Rosji oraz nadwyżkach handlowych. Wojna i sankcje bardzo poważnie uderzyły w drugie z tych źródeł finansowania. Dla reżimu Łukaszenki to dużo większy problem niż jakieś techniczne bankructwo na stosunkowo małej kwocie odsetek.
Cena zniszczenia
Do oficjalnych białoruskich statystyk należy podchodzić ostrożnie, ale nawet one mówią, że sytuacja gospodarcza kraju nie jest dobra. O ile w lutym inflacja konsumencka wynosiła prawie 10 proc. rok do roku, o tyle w czerwcu sięgała 17,6 proc. Ceny żywności już w kwietniu rosły o 19 proc., a sprzedaż detaliczna spadła o 7,3 proc. (danych za maj i czerwiec jeszcze nie ma). Produkcja przemysłowa w czerwcu zmniejszyła się natomiast o 5,2 proc. Danych o PKB za drugi kwartał jeszcze nie opublikowano, ale najprawdopodobniej kraj był już pogrążony w recesji. Spełnił się w nim stagflacyjny scenariusz, a bank centralny od lutego utrzymuje główną stopę procentową na poziomie 12 proc. Prognozy na cały 2022 r. nie są też wesołe. Międzynarodowy Fundusz Walutowy spodziewa się, że gospodarka Białorusi skurczy się w tym roku o 6,4 proc. Byłby to największy spadek białoruskiego PKB od 1995 r.
Sankcje wymierzone w Białoruś – w odróżnieniu od tych dotykających Rosji – okazały się bardzo skuteczne. Uderzyły one w najbardziej dochodowe branże gospodarki białoruskiej, takie jak przemysł paliwowy i eksport nawozów sztucznych oraz potażu. Bolesna jest też blokada nałożona na białoruskie firmy spedycyjne, które w zeszłym roku wypracowywały 3 proc. PKB. Kryzys objął również sektor IT. Przyspieszyła emigracja białoruskich informatyków do krajów takich jak Polska, Litwa czy Gruzja.