Czemu rząd chiński dusi własną gospodarkę?

Lockdown w Szanghaju może okazać się sporym ciosem dla PKB Państwa Środka i dla globalnych łańcuchów dostaw. Jest też wielką kompromitacją dla władz z Pekinu.

Aktualizacja: 24.04.2022 12:02 Publikacja: 24.04.2022 12:02

Szanghaj był przez kilka tygodni poddany bardzo ostremu lockdownowi, który zaczęto łagodzić dopiero

Szanghaj był przez kilka tygodni poddany bardzo ostremu lockdownowi, który zaczęto łagodzić dopiero w tygodniu przed Wielkanocą. Tętniące życiem miasto stało się areną wielkiego eksperymentu społecznego.

Foto: AFP

W czasie gdy spora część świata żegna się z ograniczeniami pandemicznymi, a kolejne warianty Covid-19, szczepienia i maseczki coraz mniej oddziałują na wyobraźnię, koronawirus wywołuje olbrzymi chaos w Chinach. W tym tygodniu różnymi formami lockdownów objętych było 45 chińskich miast, zamieszkiwanych łącznie przez prawie 400 mln ludzi. Restrykcje nadal obejmowały Szanghaj – finansową stolicę ChRL – oraz wiele ośrodków produkcyjnych z bogatych nadmorskich prowincji. Na redach chińskich portów ustawiały się olbrzymie kolejki statków, a transport lądowy w Chinach zmniejszył się w pierwszym tygodniu kwietnia o 25 proc.

Danych obrazujących szerszy wpływ tych lockdownów na gospodarkę w kwietniu jeszcze nie ma, ale skutki restrykcji pandemicznych widać już było w indeksach koniunktury za marzec. Wskaźnik PMI dla chińskiego przemysłu (liczony przez prywatną firmę Caixin) spadł wówczas do „recesyjnego" poziomu 48,1 pkt i znalazł się najniżej od wiosny 2020 r. PMI dla sektora usług zniżkował natomiast aż o 8,2 pkt, do zaledwie 42 pkt. Totalnego chaosu w chińskim sektorze przemysłowym uniknięto tylko dlatego, że pracowników wielu fabryk po prostu skoszarowano – zmuszono do tego, by po pracy ich nie opuszczali. Wygląda więc na to, że mamy do czynienia z początkiem kolejnej fali wstrząsów w globalnych łańcuchach dostaw. Fali, która może podsycić i tak już mocno rozgrzaną globalną inflację. Tym bardziej może szokować to, że władze ChRL fundują światu taką „terapię szokową" w imię wykorzenienia stosunkowo mało groźnego wariantu Omikron.

Zabójcza nadgorliwość

Chiny długo chwaliły się skutecznością swoich metod walki z Covid-19. Ich strategia „zerocovidowa" przewidywała wygaszanie nawet najmniejszych ognisk infekcji za pomocą drastycznych lockdownów i masowego testowania. Według oficjalnych danych sprawdzała się ona i pozwalała na to, by większa część gospodarki nie była objęta szczególnie dokuczliwymi restrykcjami. W przypadku szybko rozprzestrzeniającego się wariantu Omikron okazała się jednak totalnie nieskuteczna. Mówią o tym choćby rządowe statystyki. O ile na początku marca liczba nowych infekcji wynosiła 371 dziennie, o tyle 27 marca (w dniu rozpoczęcia lockdownu w Szanghaju) sięgała już 5,58 tys., a w tym tygodniu dochodziła do 27 tys. dziennie. Ta eksplozja infekcji nie przyniosła wielu zgonów. Podczas tej fali pandemii oficjalnie odnotowano tylko dwa przypadki śmiertelne. Niemal każdy rząd uznałby, że nie ma już sensu wytaczać ciężkich dział przeciwko tak mało zjadliwemu wirusowi. Decydenci z Pekinu doszli jednak do wniosku, że należy kontynuować strategię „zerocovidową", nawet jeśli doprowadzi ona do destabilizacji gospodarki. I przy okazji mocno się skompromitowali w oczach swoich poddanych.

Szanghaj liczy 24 mln mieszkańców w swoich granicach miejskich, a wraz z przedmieściami 41 mln. Powierzchnia właściwego miasta to 6,4 tys. km kw., a całej metropolii to 14,9 tys. km kw. (a to więcej niż liczy na przykład województwo lubuskie). Wprowadzenie drakońskiego lockdownu w tak wielkim organizmie miejskim było więc ogromnym wyzwaniem logistycznym. Wyzwaniem, któremu chińskie władze nie podołały. Lockdown (złagodzony w tygodniu przed Wielkanocą) obejmował pełną izolację kilkudziesięciu milionów ludzi. Rządowe i miejskie służby nie poradziły sobie z dostarczaniem im żywności i leków.

„W efekcie, zależnie od dzielnicy i zamożności, wielu obywateli zostało pozbawionych jakichkolwiek dostaw, a samowolne opuszczenie domów (czasem niemożliwe np. z uwagi na zaspawane drzwi wejściowe) było surowo karane. Kogo było stać, mógł z pomocą sowitego napiwku zamówić dostawę do domu, ponieważ dla obsługującej ją osoby było to finansowo opłacalne. Pozostali musieli liczyć na dostawy rządowe, które były nieregularne i przypadkowej jakości. Przykładowa sytuacja mogła wyglądać tak, że ktoś otrzymywał jedną marchewkę i pół rzepy, a jego sąsiad piętro niżej mleko i paczkę krewetek. Dostawy pojawiały się co dwa–trzy dni, ale znane są przypadki, że nie docierały nawet przez tydzień i dłużej" – napisał Filip Dąb-Mirowski, polski przedsiębiorca i bloger zajmujący się m.in. Chinami. Zdarzało się więc, że łatwo psujące się towary spożywcze gniły w magazynach, bo nie miał ich kto rozwieźć. Sięgnięcie przez rząd po wsparcie prywatnych firm logistycznych nie przyniosło wielkiej poprawy, gdyż spółki te realizowały dostawy na granicy opłacalności i przy znacznie zaostrzonych restrykcjach. Sprawność dostaw spadła więc do 10–20 proc. normy.

Mieszkańców obowiązywał nakaz częstego testowania. Osoby, które nie chciały się mu poddać, były wykluczane z wszelkich usług i czasem zbiorowo też karano ich sąsiadów. Chorych kierowano do ośrodków kwarantanny mogących u ludzi z Zachodu wywoływać skojarzenia z łagrami. Zakażone dzieci izolowano od zdrowych rodziców, a zwierzęta domowe bezceremonialnie zabijano. W mieście doszło więc do protestów wymierzonych w politykę władz, a w mediach społecznościowych pojawiły się filmy pokazujące ich rozpędzanie. Do „uspokojenia" Szanghaju skierowano wojsko. Czystym totalitarnym absurdem było wycinanie przez cenzorów postów w mediach społecznościowych, w których cytowano pierwsze słowa z hymnu narodowego ChRL: „Powstańcie ci, którzy nie chcecie być niewolnikami!".

Drakońskie restrykcje pandemiczne sprowokowały więc w Chinach największe protesty społeczne od wielu lat. Czy może to skłonić władze do złagodzenia strategii? Jak na razie prezydent Xi Jinping deklaruje, że Chiny będą się trzymać polityki „zerocovidowej". „Kierownictwo KPCh nie jest gotowe do zmiany strategii »zero tolerancji dla infekcji«, ponieważ wiązałoby się to z koniecznością przyznania się do błędu we wrażliwym okresie politycznym przed zaplanowanym na jesień XX Zjazdem KPCh. Z dużym prawdopodobieństwem sekretarz generalny Xi Jinping, mimo utartego od początku lat 90. zwyczaju, po dwóch kadencjach nie przejdzie na partyjną emeryturę. Rodzi to napięcia w aparacie KPCh, ale stan mobilizacji do walki z pandemią umożliwia kierownictwu utrzymanie wewnątrzpartyjnej spoistości i izolowanie przeciwników politycznych" – napisał Michał Bogusz, analityk Ośrodka Studiów Wschodnich.

Manipulacja surowcowa?

Niektórzy eksperci dopatrują się w chińskiej strategii „zerocovidowej" drugiego dna. Ich zdaniem rząd ChRL, wprowadzając drakoński lockdown w Szanghaju, próbuje obniżyć ceny surowców potrzebnych gospodarce. „Chiny desperacko potrzebują ropy naftowej, LNG, żywności, metali przemysłowych itp. Inwazja/masakra rozpoczęta przez Putina wywołała dodatkowe braki na rynku energetycznym, podsyciła inflację oraz sprawiła, że ceny żywności wystrzeliły w górę. O ile Chiny nie miały wcześniej żadnych materialnych problemów związanych z wirusem z Wuhan, o tyle jest interesujące to, że drakońskie lockdowny (w połączeniu z zapowiedziami mniejszych zakupów ropy i LNG) zmuszają ekonomistów do obniżania prognoz dla globalnego wzrostu gospodarczego i projekcji popytu dla surowców. Na skutek lockdownów wszystko, czego Chiny desperacko potrzebują, jest tańsze" – napisał na Twitterze Kyle Bass, dyrektor inwestycyjny w funduszu Hayman Capital Management.

Analitycy UBS zauważają, że lockdowny w Chinach przyczyniły się już do cięcia krótkoterminowych prognoz popytu na ropę. I wygląda na to, że stanowią one też duże ryzyko dla wzrostu gospodarczego w tym roku. „Biorąc pod uwagę bardzo zaraźliwą naturę omikrona, Chiny mogą mieć większą trudność z kontrolowaniem jego rozprzestrzeniania niż podczas poprzednich fal pandemii. Skutkiem tego restrykcje covidowe mogą utrzymywać się dłużej i obejmować lockdowny w wielu miastach oraz restrykcje na przemieszczanie się. Rynek pracy i konsumpcja mogą to więc odczuwać dłużej. Nie spodziewamy się działań stymulacyjnych, które pozwoliłyby gospodarce osiągnąć tegoroczny cel wzrostu gospodarczego wynoszący 5,5 proc. Czynniki ryzyka dla naszej prognozy przewidującej 5 proc. wzrostu są głównie negatywne. Gdyby restrykcje obowiązywały przez większą część 2022 r., wzrost mógłby zwolnić pod koniec roku do 4 proc." – piszą eksperci UBS.

Prognozy analityków dla PKB Chin na 2022 r., zebrane przez agencję Bloomberg, wahają się od 4,3 proc. do 5,9 proc. Wygląda więc na to, że wzrost gospodarczy powinien być tam szybszy niż w 2020 r. (2,2 proc.), ale i tak można mówić o wyraźnym spowolnieniu w porównaniu z tempem osiąganym przed pandemią (6 proc. w 2019 r.). Oczywiście wszelkie prognozy są dosyć niepewne. Czy ktoś bowiem kilka miesięcy temu spodziewał się tak drastycznego lockdownu w Szanghaju?

Pierwszy kwartał był dla gospodarki chińskiej lepszy, niż mówiły prognozy

PKB Chin wzrósł w pierwszym kwartale 2022 r. o 4,8 proc. rok do roku. Powiększył się więc bardziej niż w czwartym kwartale (4 proc.) i mocniej, niż mówiła średnia prognoz analityków (4,2 proc.). Te dane nie oddają jednak jeszcze pełnej skali negatywnych skutków lockdownów w Szanghaju, Shenzen oraz innych dużych metropoliach.

– Dane o PKB nie odzwierciedlają jeszcze w pełni skutków lockdownów. Więcej bólu będzie w drugim kwartale – prognozuje Iris Pang, ekonomistka ING.

Rząd Chin wyznaczył wcześniej cel wzrostu gospodarczego na ten rok na 5,5 proc., ale pandemia może zagrozić jego realizacji. Wyzwaniem dla Chin jest też trwający od jesieni kryzys na rynku nieruchomości. Problemy wielkich deweloperów, takich jak China Evergrande Group, mocno pogorszyły koniunkturę w branży odpowiadającej za blisko 25 proc. chińskiego PKB.

Dosyć słabo też radzą sobie w tym roku chińskie indeksy giełdowe. Shanghai Composite spadł od początku stycznia o 13 proc., a CSI 300 o 17 proc. Hang Seng, czyli główny indeks giełdy w Hongkongu, zniżkował w tym czasie o 11 proc., a Hang Seng China (indeks chińskich spółek notowanych w Hongkongu) spadł o 15 proc.

Parkiet PLUS
Wstrząs polityczny w Tokio, który jakoś nie wystraszył inwestorów
Materiał Promocyjny
Pieniądze od banku za wyrobienie karty kredytowej
Parkiet PLUS
Coraz więcej czynników przemawia przeciw złotemu
Parkiet PLUS
GPW i Wall Street. Kiedy znikną te męczące analogie?
Parkiet PLUS
Niepewność na rynku miedzi nie pomaga notowaniom KGHM
Materiał Promocyjny
Sieć T-Mobile Polska nagrodzona przez użytkowników w prestiżowym rankingu
Parkiet PLUS
Debata Parkietu. Co wybory w USA oznaczają dla świata i rynków?
Parkiet PLUS
Efekt Halloween. Anomalia, która istnieć nie powinna, ale istnieje