Pierwszy lockdown zdestabilizował branżę. Już samo zamknięcie gastronomii przed sezonem oznaczało niższą sprzedaż, mimo że jej udział to tylko kilka procent w całości wolumenu. Niepewność ile potrwa to zamknięcie oznaczała realne ryzyko dla stabilności finansowej naszych klientów, a co za tym idzie również dla naszych przepływów gotówkowych. Jestem dumny z tego, że jako pierwsza firma w branży zaoferowaliśmy właścicielom lokali wsparcie, odbierając od nich na własny koszt kegi, które nie miały szansy zostać sprzedane, co pozwoliło im odzyskać tak kluczową w tym czasie gotówkę. Inne firmy piwowarskie podążyły za nami, dzięki czemu odebraliśmy jako branża beczki o łącznej wartości 12 mln zł.
Sklepy detaliczne również zostały dotknięte przez ograniczenia pandemiczne – limitowana liczba klientów w sklepie, specjalne godziny dla seniorów, etc. To miało wpływ zarówno na bieżącą współpracę z producentami takimi jak my, jak i na zwyczaje zakupowe konsumentów. Małe sklepy szczególnie musiały ograniczyć ilość osób na swojej powierzchni, więc w tych najtrudniejszych momentach nie przyjmowały wizyt przedstawicieli handlowych. To oczywiście negatywnie przełożyło się na widoczność i dostępność zapasów naszych produktów. Z drugiej strony konsumenci chcieli dokonać zakupów w jak najkrótszym czasie, co wpłynęło na zmianę ich wyborów. Niemalże z dnia na dzień przestawili się z sięgania po różnorodne smaki na znane, sprawdzone marki, z wybierania butelki zwrotnej na opakowania jednorazowe. Przenieśli też w dużej mierze swoje zakupy z osiedlowych sklepów do dyskontów, które są chyba jednym z największych beneficjentów tego okresu. To wszystko negatywnie wpłynęło na zyskowność w naszej branży, bo z jednej strony generowanie przychodów przeniosło się do mniej rentownych kanałów sprzedaży, a z drugiej strony bardzo wzrosły koszty produkcji i działalności.
Chciałbym jednak podkreślić, że wprowadzając ograniczenia, polski rząd zachował się odpowiedzialnie przedstawiając w krótkim czasie szeroki zestaw działań służących wsparciu przedsiębiorców. Chociaż skierowane były przede wszystkim do tych najmniejszych, to w czasie pandemii mieliśmy jako firma wielokrotnie okazję być wysłuchanym przez przedstawicieli Ministerstwa Finansów, którzy doceniali nasze działania służące wsparciu naszych polskich partnerów w tym czasie oraz ze zrozumieniem odnosili się do naszych wątpliwości. Osobiście doceniam to, że w tym trudnym dla nas czasie rząd wspierał naszą branżę, proponując rozwiązania, które ułatwiły zarządzanie firmą w pandemii, zapewniły ludziom bezpieczeństwo oraz umożliwiły kontynuację operacji w tym trudnym dla nas okresie. Wśród tych rozwiązań znalazła się choćby możliwość odliczenia akcyzy od piwa obieranego przez nas z gastronomii lub przesunięcia terminów zobowiązań podatkowych w szczytowym okresie pandemii.
Czy lockdown miał wpływ na poziom produkcji?
Od początku tego kryzysu wdrożyliśmy wyśrubowane procedury bezpieczeństwa, idąc nawet dalej niż wytyczne rządowe. Oczywiście zapewniliśmy wszystkim pracownikom wszelkie środki ochrony osobistej, umożliwiliśmy pracę zdalną, w obszarze produkcji podzieliliśmy pracowników na zespoły w taki sposób, żeby zapewnić dystans społeczny. Nawet nasi przedstawiciele handlowi obsługiwali przez pewien czas klientów zdalnie z domu - co jako osoba, która zaczynała w sprzedaży mogę powiedzieć jest bardzo dużym wyzwaniem. Dodatkowo wprowadziliśmy naszą wewnętrzną kwarantannę dla pracowników, którzy potencjalnie mogli mieć kontakt z osobą zakażoną. Współpracowaliśmy też bardzo blisko w zakresie bezpieczeństwa epidemicznego z naszymi dostawcami. To wszystko pozwoliło nam zachować ciągłość biznesu i w sposób niezakłócony realizować zamówienia klientów. Przez cały ten czas kontynuowaliśmy produkcję naszego portfolio oraz zapewniliśmy zaspokojenie popytu naszych klientów i konsumentów. Jestem niesamowicie dumny z zaangażowania całej załogi Grupy Żywiec w tym okresie.
Lato 2020 r. oznaczało poprawę sytuacji pandemicznej. Jak to się odbiło na sprzedaży i rynku piwa? Czy pozwoliło odrobić straty z okresu lockdownu?