To jest klasyczny przykład z rynku obligacji korporacyjnych, gdy inwestorzy nie wierzą w to, że obligacje zostaną wykupione, przynajmniej na takich warunkach, na jakich zostały wyemitowane. Nieczęsto się zdarza, że tak duża jest waga ryzyka kredytowego. Dlatego wszelkie doniesienia (dotyczące Ukrainy – red.), takie jak zapowiedzi Donalda Trumpa, mogą stanowić pewne impulsy do zmiany tej ceny. Ale sądzę, że jest to ruch spekulacyjny i po prostu kapitał, który rozlał się po świecie, od kryptowalut przez wiele różnych innych klas aktywów, dotarł też do obligacji ukraińskich i próbuje na tym jakoś zarobić. Tu trzeba przypomnieć, że nie są to obligacje oferowane bezpośrednio przez rząd – mówimy o transakcjach na rynku wtórnym. Ci, którzy kupili te obligacje od rządu ukraińskiego, mają dwie możliwości. Mogą je trzymać do wykupu, bo na razie Ukraina reguluje odsetki z tytułu obligacji – i w takiej sytuacji ich ta bieżąca cena nie interesuje. Natomiast sytuacja na rynkach światowych jest dynamiczna, a z obligacji można wyjść wcześniej, ale wtedy ich aktualna cena jest właśnie taka, jak wspomnieliśmy.
W obligacjach skarbowych to rzadka sytuacja, że mamy do czynienia z instrumentem tak wysoce spekulacyjnym, który zmienia mocno swoją cenę na podstawie doniesień medialnych. Zazwyczaj na światowym rynku wtórnym obligacji skarbowych głównymi czynnikami mającymi wpływ na ceny są te związane ze stopami procentowymi. Zasada jest taka, że jeżeli rosną stopy procentowe, to spadają ceny obligacji skarbowych – i na odwrót.
Wydaje się, że obecnie będziemy wchodzili na świecie raczej w cykl obniżek stóp procentowych. Jeżeli nie wyceniamy ryzyka kredytowego – czyli że państwo może nie spłacić obligacji – to raczej będziemy obserwowali wzrost wartości obligacji skarbowych, takich jak papiery rządu Stanów Zjednoczonych. Można się raczej spodziewać, że ich ceny będą rosły.
Czy widzi pan na świecie jakiś inny przypadek podobny do Ukrainy, niekoniecznie chodzi o kraj ogarnięty wojną, ale taki, gdzie atrakcyjność obligacji ostatnio zaczęła rosnąć i rzeczywiście rosną szanse na to, że dany kraj będzie wypłacalny?
Tutaj trzeba powiedzieć, że jest to trochę inna sytuacja niż normalnie przy inwestowaniu w obligacje skarbowe, które zwykle są uznawane za instrument bezpieczny – ponad 90 proc. obligacji skarbowych na świecie spełnia to kryterium. Mamy jednak też kraje, których obligacje rzeczywiście można byłoby uznać za bardziej ryzykowne. Pewnie dobrym przykładem jest Argentyna, gdzie ceny obligacji dolarowych bardzo mocno się wahają. Natomiast Argentyna w swojej historii ostatnich kilkudziesięciu lat kilkakrotnie ogłaszała niewypłacalność. Dlatego ważne jest, czy inwestor na pewno rozumie, w czym bierze udział. Ludzie mylą obligacje korporacyjne ze skarbowymi, a teraz mówimy o obligacjach skarbowych państw, które de facto są państwami spekulacyjnymi. Jeśli ktoś akceptuje to ryzyko, to oczywiście może szukać obligacji w krajach Ameryki Południowej czy wśród krajów afrykańskich, gdzie te wahania cen będą duże. Natomiast dla przeciętnego inwestora to raczej nie jest dobry sposób inwestowania. Co jednak nie oznacza, że obligacje skarbowe zagraniczne nie są dobrym pomysłem na dywersyfikację majątku – zarówno geograficzną, bo inwestujemy w innej walucie, jak i na dywersyfikację produktową.
Czy ryzyko polityczne także jest już w podręcznikach inwestowania w obligacje?