Brak waloryzacji wysokości progów PIT (odmiennie niż np. 30-krotności limitu składki ZUS, który wzrósł w 2023 roku o około 17 proc. do 208 tys. PLN, w 2025 roku rośnie o kolejne 10 proc. do 260 tys. PLN) sprawił, że w tym okresie liczba osób płacących krańcowy podatek wysokości 41 proc. (podatek dochodowy plus zdrowotny, zwany – dla zmylenia wyborców – składką, których przekonuje się, że do pewnej kwoty w Polsce nie płaci się podatków) zwiększyła się rok do roku o 80 proc. Tym samym wróciliśmy do sytuacji z 2020 roku (przed ostatnią zmianą limitów), gdy najwyższą stawkę płaciło tyle samo płatników co w rozliczeniu rok temu.
Problemem nie jest istnienie lub nie II progu podatkowego. Jest nim brak jego corocznej waloryzacji, co sprawia, że jest obecnie zbyt niski.
Marcin Materna
Warto dodatkowo zauważyć dynamiczny wzrost popularności ryczałtu, czyli de facto skalę ucieczki od konieczności płacenia podwyższonej składki zdrowotnej i podwyższonego podatku PIT po wejściu w II próg. Wzrosły one od 2010 roku prawie 2,5-krotnie, przekraczając 270 mld PLN. Gdyby nie zmiany wprowadzone w Nowym Nieładzie duża część dodatkowych dochodów po 2021 roku objętych tą formą rozliczania byłaby opodatkowana daniną PIT w wysokości co najmniej 19 proc. (przy obecnie średniej 8–9 proc.) i podatkiem zdrowotnym 9 proc. lub 4,9 proc. vs <3 proc. Widać budżet stać na rezygnację z tych dochodów.
Siłą napędową gospodarek jest między innymi klasa średnia, rozumiana nie tylko przez pryzmat dochodów, ale także posiadanego majątku. Niestety, konieczność oddawania państwu 51 proc. pensji (ZUS/PIT/podatek zdrowotny) już po przekroczeniu o 45 proc. średniego wynagrodzenia (i 2,5-krotności pensji minimalnej – dla porównania w 2000 było to >250 proc. średniej) wielu osobom skutecznie utrudnia osiągnięcie takiego statusu. Nawoływania kolejnych rządów do uaktywnienia kapitału czy zwiększenia długoterminowych oszczędności trafiają więc – moim zdaniem – w próżnię. Wysokie daniny od osób fizycznych na tle pozostałych krajów naszej części Unii sprawiają, że poza grupką podatkowo uprzywilejowanych osób z wybranych zawodów, zdolność pozostałych podatników do „generowania” wolnych środków na długoterminowe inwestycje jest niestety niewielka.
Brak znaczących miesięcznych nadwyżek finansowych przekłada się też na zwiększenie awersji do ryzyka.