Zapadające obligacje niosą ujemną rentowność

Inwestowanie w obligacje o bliskim terminie wykupu wymaga akceptacji niskich zysków, a czasem opłaca się wyłącznie posiadaczom IKE.

Publikacja: 31.07.2017 06:00

Zapadające obligacje niosą ujemną rentowność

Foto: AdobeStock

Zarobić szybko, dużo i bez ryzyka? Nawet na Catalyst są na to sposoby, ale akurat lokowanie krótkoterminowych nadwyżek w zapadające w niedługim czasie obligacje nie jest jednym z nich. Jest to propozycja raczej dla inwestorów, którzy stawiają pierwsze kroki na rynku obligacji korporacyjnych i chcieliby przetestować możliwości rynku, nie licząc na duże profity. Te można osiągnąć, inwestując w krótkoterminowe papiery przy użyciu indywidualnych kont emerytalnych w formie rachunku maklerskiego.

Małe wahania, duże różnice

Przyczyną, dla której rentowność zapadających wkrótce obligacji jest zazwyczaj niska, pozostaje cena, którą trzeba za nie zapłacić. Przy krótkim terminie wykupu ma ona silny wpływ na osiąganą rentowność. Różnica rzędu 0,2 proc. to w przypadku obligacji zapadających w ciągu trzech miesięcy zmiana rentowności o 0,8 pkt proc. w skali roku. Do tego dochodzi koszt prowizji maklerskiej, która wynosi zwykle 0,19 proc. od wartości zlecenia. Jeśli inwestycja trwa kilka lat, koszt prowizji rozkłada się na cały okres inwestycji i w rezultacie ma niewielki wpływ na jej ostateczny wynik. Ale jeśli inwestycja trwa np. trzy miesiące, to obniża ona ostateczną rentowność o 0,76 pkt proc. Kluczowym czynnikiem jest także wpływ rozliczeń podatkowych. Inwestor kupuje obligacje wraz z narosłymi odsetkami i jeśli zatrzyma papier do wypłaty kuponu, zapłaci podatek tak, jakby posiadał obligacje na swoim rachunku przez cały okres odsetkowy. Z tego powodu różnica między rentownością brutto i netto jest tak wysoka.

Obligacje na Catalyst zapadające w ciągu sześciu miesięcy

Obligacje na Catalyst zapadające w ciągu sześciu miesięcy

Foto: GG Parkiet

W tabelce zebraliśmy obligacje firm zapadające w czasie najbliższych sześciu miesięcy i dające przynajmniej 2 proc. rentowności brutto w skali roku, wychodząc z założenia, że przy niższej rentowności inwestorzy będą woleli lokaty bankowe o porównywalnym oprocentowaniu. Zawęziliśmy wybór do emitentów, którzy wprowadzili akcje do notowań na GPW (wyjątkiem jest fundusz zamknięty Bestu, ale sam Best jest notowany na GPW) – chodzi o ograniczenie ryzyka inwestycji do emitentów najbardziej przejrzystych finansowo.

Średnia rentowność brutto tak wybranych papierów wyniosła 4,9 proc., a rentowność netto była niemal o połowę niższa (2,47 proc.). Alternatywnie przedstawiono także rentowność obligacji liczoną nie według ostatniej transakcji, ale według najlepszej dostępnej ceny sprzedaży. W takim wariancie średnia rentowność brutto wyniosła 3,07 proc., a netto zaledwie 0,79 proc. W pięciu na jedenaście przykładów tak liczona rentowność netto była nawet ujemna, w skrajnym przypadku dochodziła do minus 2,1 proc. w skali roku.

IKE lub emisja

Z punktu widzenia inwestora indywidualnego skazanego na niekorzystne rozwiązania podatkowe w przypadku naliczania podatku od odsetek, które de facto nie trafiły do niego, znacznie sensowniejsza jest inwestycja w wygasające wkrótce obligacje z rachunku maklerskiego w formie IKE. Wówczas odpada konieczność zapłacenia podatku od zysków od odsetek i rentowność inwestycji będzie w takim przypadku znacznie wyższa. Skrajnym przykładem są tutaj obligacje Getin Noble Banku – seria wrześniowa oferuje nabywcy jednocześnie 5,2 proc. zysku brutto i minus 0,8 proc. netto.

Innym – mniej pewnym – sposobem na podniesienie rentowności jest znalezienie biura maklerskiego, które pobiera niższą prowizję od inwestycji w obligacje. Są to jednak stawki oferowane przez pojedyncze domy maklerskie albo negocjowane przez najbardziej aktywnych klientów.

Kto nie chce zakładać IKE, a chciałby inwestować w obligacje w kilkumiesięcznej perspektywie, może pomyśleć o innej metodzie – wzięcia udziału w emisji obligacji. Złożenie zapisu zwykle wolne jest od prowizji maklerskiej, tę zapłacimy dopiero po sprzedaży papierów. Obligacje pochodzące z publicznych emisji trafiają do obrotu zwykle w kilka tygodni od zakończenia zapisów, a oprocentowane są najczęściej albo od dnia złożenia zapisu, albo od dnia ich przydziału, który następuje najczęściej zaraz po zakończeniu zapisów. Tak czy inaczej zainwestowane pieniądze szybko są zatrudniane do pracy, a obligacje można sprzedać na Catalyst, nie tracąc przy tym odsetek. Emisje publiczne mają dostatecznie dużą płynność, by liczyć na to, że pakiet obligacji wart kilkadziesiąt tysięcy złotych uda się sprzedać bez większych problemów, czasem nawet powyżej ceny zakupu. Dzięki temu inwestor może liczyć na zysk z np. półrocznej inwestycji równy naliczonemu oprocentowaniu, pomniejszony o koszt prowizji maklerskiej i pomniejszony lub powiększony o stratę lub zysk ze sprzedaży obligacji poniżej lub powyżej ceny emisyjnej.

Coraz trudniej zarobić na nowych obligacjach

Spośród pięciu ostatnich emisji publicznych adresowanych do inwestorów indywidualnych, które zadebiutowały w ostatnich tygodniach na Catalyst, tylko jedna (PCR0622) wyceniana jest powyżej wartości nominalnej, dając sprzedającym szansę na osiągnięcie dodatkowego zysku.

W przeszłości te proporcje częściej przechylały się na korzyść inwestorów sprzedających obligacje, lecz trzeba pamiętać o charakterze „próbki". Znalazły się w niej dwie emisje Getin Noble Banku, które co prawda dobrze sprzedają się w okienkach, ale na Catalyst mają konkurencję w postaci 40 serii o krótszym okresie zapadalności, wyższej płynności i często porównywalnej lub wyższej rentowności. W przypadku GetBacku czerwcowa emisja oferowana była z niższym oprocentowaniem i wydłużonym okresem do wykupu, a na rynku wtórnym znajdują się wyłącznie obligacje o krótszym terminie do wykupu i porównywalnej lub nieco niższej rentowności. Warto zwrócić uwagę, że emisja publiczna przeprowadzona w kwietniu, gdy GetBack oferował jeszcze trzyletni okres spłaty i 4,4 pkt proc. marży ponad WIBOR, wyceniana jest na 101 proc. Być może gdy do obrotu trafi kolejna emisja publiczna windykatora, w której jeszcze bardziej obniżył on oprocentowanie, inwestorzy spojrzą łaskawiej na serię GBK1220, wycenianą na 99,98 proc. nominału przez sprzedającego.

Również Best wydłużył okres spłaty do pięciu lat w ostatniej wprowadzonej do obrotu emisji i to może mieć decydujące znaczenie dla wyceny papierów na poziomie nominału.

W żadnym z tych przypadków najlepsza cena sprzedaży nie odbiega od nominalnej o więcej niż 0,1 pkt proc. Dlatego mechanizm inwestycji krótkoterminowej (opisany w górnym tekście) polegający na obejmowaniu nowych emisji i sprzedaży obligacji po kilku miesiącach, jest możliwy do realizacji bez istotnego ryzyka straty znacznej części kapitału. Główną przeszkodą może okazać się płynność. Często dopiero po kilku tygodniach lub nawet miesiącach od debiutu kolejnej serii pojawiają się na niej znaczące obroty, choć wiele zależy nie tylko od czasu, ale także innych okoliczności. Im częściej dany emitent przeprowadza emisje, tym mniejsze zainteresowanie budzą one na rynku wtórnym.

Obligacje
Koniec złotych dni na Cataliście. Odsetki spadną o 20 proc.
Materiał Partnera
Zasadność ekonomiczna i techniczna inwestycji samorządów w OZE
Obligacje
Najgorszy i najlepszy scenariusz
Obligacje
Solidny apetyt na polski dług
Obligacje
Globalny risk-off
Obligacje
Poniedziałkowa realizacja szybkich zysków z papierów skarbowych
Obligacje
Awersja do ryzyka umacnia obligacje. Półroczne zyski w kilka dni