Fundacja rodzinna to stosunkowo młody „twór” na naszym rynku. Jakie są pierwsze wrażenia po kilku miesiącach od wprowadzenia możliwości jej zakładania?
Wydaje się, że wniosków o rejestrację jest całkiem sporo, a do zadań w zakresie rejestracji fundacji rodzinnych oddelegowano tylko kilku sędziów. Pomimo relatywnie długiego oczekiwania na pierwszą rejestrację proces zakładania fundacji rodzinnej przebiega coraz sprawniej. I pewnie wraz z rozładowaniem kolejki i w efekcie wypracowania pewnych utartych schematów postępowania rejestracje będą szły jeszcze sprawniej. Dotychczasowe wezwania z sądu do wyjaśnienia dotyczyły np. kwestii nazwy (w szczególności jeśli przypominała jakiś chroniony znak słowny) lub uściślenia PKD. Uważam, że w związku z krótkim okresem obowiązywania nowych przepisów należy to potraktować jako przypadłość wieku dziecięcego, a nie rzucanie kłód pod nogi. To, czego mi brakuje, to możliwości bezpośredniej rozmowy z sędzią odpowiedzialnym za konkretne postępowanie rejestrowe. Rozmowa bowiem często skraca dystans i pozwala z jednej strony szybko, z drugiej bardziej efektywnie oraz z mniejszym ryzykiem błędnego odbioru na wymianę myśli pomiędzy uczestnikami procesu rejestracyjnego. Zakładam jednak, że na tym etapie wynika to po prostu z braku czasu oraz dążenia pracowników sądu do jak najszybszego rozładowania kolejki do rejestracji.
Co może dzisiaj niepokoić w kontekście fundacji rodzinnych?
Trochę niepokojące jest to, że zaledwie po czterech miesiącach od wejścia w życie ustawy została ona już dwukrotnie znowelizowana. Jest to sygnał, że zasady gry mogą się zmienić w trakcie życia naszej fundacji rodzinnej. Tym samym największym ryzykiem systemowym może być ryzyko aktywności regulatora. Chociaż można nim jak każdym innym ryzykiem zarządzić, jeśli jest się go świadomym i na nie odpowiednio przygotowanym.
A co można skorygować?