„Rynek wymusza obniżki” – tak brzmi tytuł waszego niedawnego raportu. Pierwotny? Wtórny? O jakiej skali mówimy i jakiej perspektywie – czy to przybierze postać korekty, czy zmiany trendu, jak po 2008 r.?
Widzimy przede wszystkim rozwarstwienie rynku wtórnego i pierwotnego, jeśli chodzi o zachowanie i charakterystykę podaży. Na rynku pierwotnym deweloperzy są w stanie kontrolować podaż i widzimy, że organizując ją, bardzo dobrze dopasowują się do obecnego wysokiego ryzyka, niepewnej przyszłości. Na rynku wtórnym to nie jest możliwe, bo podaż to wiele mieszkań rozproszonych po wielu właścicielach.
Monitorujemy zarówno ceny ofert, jak i transakcji, ale te drugie, pobierane z publicznych rejestrów, są bardzo opóźnione. Ceny ofert dają bardzo szybką informację o tym, co dzieje się na rynku. Według naszych obserwacji mniej więcej od marca–kwietnia ceny ofert na rynku wtórnym przestały rosnąć, znajdują się w trendzie bocznym. Dla nas to jest już sygnał pewnego załamania, bo jeszcze do niedawna ceny rosły w tempie kilkunastu procent. Jest to sygnał, że sprzedający są pod presją.
Zauważamy też wydłużający się czas sprzedaży mieszkań, co wymusza na sprzedających korektę ceny ofert. Zauważamy, że w momencie wejścia na rynek wtórny sprzedający są dosyć pewni siebie i wystawiają mieszkania z wysokimi cenami, ale z czasem nastawienie się zmienia. Mamy przykłady transakcji, gdzie różnica między ceną wywoławczą a transakcji przekraczała 100 tys. zł. Sprzedający wystawił mieszkanie po 480 tys. zł, potem obniżył do 399 tys., potem do 369 tys., by ostatecznie przystać na propozycję zakupu po 355 tys. Patrząc szerzej, uważamy, że mieszkania na rynku wtórnym mogą lekko potanieć, ale nie będą to tak spektakularne spadki, jakich część rynku by oczekiwała, najwyżej 5-proc.