Pod koniec ubiegłego roku wszyscy stawiali na kontynuację dominacji Wall Street i spółek związanych z rewolucją sztucznej inteligencji, mocnego dolara oraz wyższe rentowności obligacji. Po pierwszych sześciu tygodniach zakwestionowany został prymat Ameryki w dziedzinie sztucznej inteligencji (AI), dolar nie szybuje, obligacje nieco odzyskały rezon, a na rynkach akcji okazało się, że poza USA i technologiami też jest życie. Co więcej, ubiegłoroczni maruderzy, tak jak giełdy w Warszawie czy w Paryżu, zaskakują swoją siłą. Są to symptomy nastania okresu większej zwiększonej niepewności i rynkowej zmienności. W końcu znaleźliśmy się w erze Trumpa 2.0.
WIG20 na topie
Analizując publikowane przez strategów i analityków prognozy na 2025 rok, widać, że w większości zakładali oni, iż będzie to kolejny okres dominacji amerykańskiej giełdy. Trend wzrostowy, oprócz wspaniałej siódemki (Apple, Microsoft, Alphabet, Amazon, Meta, Nvidia, Tesla), miał w większym stopniu objąć także mniejsze i średnie firmy oraz sektory wpierane polityką nowo wybranego prezydenta Donalda Trumpa. Pierwsze tygodnie pokazały jednak, że rynki finansowe nie lubią poruszać się pod dyktando większości. Tegorocznym hitem jak na razie są akcje spółek ze Starego Kontynentu oraz z branż innych niż technologiczna. Przy zaledwie 2–3-proc. wzrostach indeksów na Wall Street zyski sięgające 8–12 proc. w Europie Zachodniej robią wrażenie. Indeks S&P 500 zdołał ustanowić w tym roku nowy rekord tylko raz, zaraz po inauguracji prezydentury Donalda Trumpa. Niemiecki DAX dokonał tego wyczynu już 16 razy w ciągu pierwszych 31 sesji 2025 roku. Prawdziwą gwiazdą i praktycznie liderem światowych rankingów giełdowych został jednak indeks krajowych dużych spółek WIG20. Wskaźnik szerokiego rynku WIG po sześciu wzrostowych tygodniach z rzędu i zwyżce o 16 proc. z przytupem pokonał rekord osiągnięty w połowie maja ubiegłego roku (wykres 1).
Choć równie dynamiczne wzrosty zdarzały się już na naszej giełdzie w przeszłości, to jednak były dość rzadkim zjawiskiem. Trudno wyciągać z historycznych analogii jakieś jednoznaczne wnioski, ale w większości wypadków taki pokaz siły był raczej zapowiedzią kontynuacji dobrej passy niż jej ostatnią odsłoną. Wyjątkiem były wydarzenia z lat 2000 i 2007. Okresy te łączą z bieżącym rokiem trzy elementy: skala i dynamika wzrostów, bicie rekordów na indeksach i to, że zdarzyły się w pierwszych sześciu tygodniach roku. Choć w obu poprzednich przypadkach indeks WIG był jeszcze w stanie wspinać się na kolejne szczyty, to ostatecznie silny początek roku okazał się sygnałem zbliżającego się rynkowego przesilenia i zmiany trendu. Czy tak będzie i tym razem? Nie sądzę. Choć i tak to nie my, ale Wall Street będzie o tym decydować.
Chińska inwazja
Zarówno w 2000, jak i w 2007 roku najpierw światowe giełdy, a następnie gospodarki musiały zmierzyć się ze skutkami pęknięcia baniek spekulacyjnych – w pierwszym przypadku na spółkach internetowych, a w drugim na nieruchomościach i finansujących je bankach. Choć dziś oczywistym bohaterem spekulacji jest sztuczna inteligencja, to moim zdaniem nie można mówić o tym, że wydarzenia z początku tego roku to koniec trendu. Niektórzy inwestorzy, ze słynnym Nassimem Talebem na czele, uznali ostatnio, że zaskakująco skuteczne dołączenie małej chińskiej spółki DeepSeek do wyścigu o globalny prymat w branży AI było równoznaczne z przewróceniem pierwszej kostki domina, a rynkowy reset zarówno wycen, jak i oczekiwań inwestorów jest nieunikniony. W nieco mniej pesymistycznym tonie wypowiedział się niedawno Michael Hartnett z Bank of America, który jako pierwszy użył określenia „Magnificent 7”. Jego zdaniem pojawienie się chińskiego gracza na rynku AI skutecznie zakwestionowało dominację Stanów Zjednoczonych w dziedzinie sztucznej inteligencji. Konsekwencją tego nie będzie jednak spektakularne pęknięcie bańki spekulacyjnej, ale zakończenie okresu wyjątkowości USA („Peak US Exceptionalism”) i tym samym detronizacja Wall Street (wykres 2). Natomiast wspaniała siódemka („Magnificent 7”), czyli wciąż najbardziej „zatłoczony” zakład inwestycyjny, może zostać z tyłu („Lagnificent 7”), pozwalając się wyprzedzić innym rynkom, sektorom i spółkom (np. bankom). W gruncie rzeczy z takim właśnie scenariuszem mamy do czynienia od kilku tygodni.