Obwieszczono koniec wyjątkowości USA, rychły upadek dolara oraz pęknięcie bańki spekulacyjnej na spółkach związanych z rewolucją sztucznej inteligencji. Z drugiej strony siła giełd w Europie i Chinach ma świadczyć o narodzinach europejskiej potęgi oraz gospodarczym przebudzeniu Państwa Środka. Z tej perspektywy Polska, z najmocniejszą w tym roku giełdą na świecie i silną walutą, może się jawić niemal jako wschodzące imperium. Trudno jednak zakładać, że obserwowana od kilku tygodni rozbieżność trendów na akcjach i obligacjach między USA a resztą świata będzie trwała.
Czy indeksy w USA szybko odrobią straty?
Zaledwie miesiąc temu (19 lutego) indeksy S&P 500 i Nasdaq 100 wyznaczyły nowe rekordy notowań i mogło się wydawać, że na Wall Street zaczęła się pogoń za rozpędzonymi giełdami w Europie oraz parkietem w Hongkongu. Stało się jednak inaczej. Amerykańska giełda jeszcze szybciej zaczęła tracić budowaną od początku 2023 r. przewagę nad innymi rynkami.
Mimo że giełdy we Frankfurcie, Warszawie i Szanghaju nadal rosły, indeks S&P 500 w ciągu 16 sesji spadł o ponad 10 proc. Był to jeden z najszybszych spadków ze szczytu o tak dużej skali w ciągu ostatnich 100 lat na nowojorskiej giełdzie. Poprzednie dwa to pandemiczny krach z 2020 r. oraz pęknięcie bańki internetowej w 2000 r. Indeks spółek zaliczanych do wspaniałej siódemki zaliczył jeszcze większe tąpnięcie (15 proc.), co przywołało wspomnienia sprzed 25 lat, gdy w marcu 2000 r. pękała bańka dot-comów.
Po niemal dwóch latach przebywania powyżej 200-sesyjnej średniej indeks Nasdaq 100 ponownie znalazł się poniżej tego stanowiącego do tej pory solidne wsparcie poziomu. Był to drugi najdłuższy w historii okres tak wyraźnego wzrostu (ponad średnią) indeksu spółek technologicznych. Pierwszy zakończył się w październiku 2018 r., również za prezydentury Donalda Trumpa. Wtedy rynek postraszył inwestorów jeszcze bardziej niż dziś, ponieważ trwające trzy miesiące spadki zniosły niemal jedną piątą wartości indeksu.
Choć obecna przecena jest płytsza i krótsza niż ta sprzed ponad sześciu lat, to strach zasiany już w umysłach inwestorów jest porównywalny. Wskaźniki sentymentu rynkowego znalazły się w połowie marca na poziomach widzianych ostatnio w okolicach rynkowego dołka z 2022 r., pandemicznego krachu z 2020 r. oraz właśnie z końcówki 2018 r. (wykres 1). Tak wtedy, jak i teraz za rynkowym tąpnięciem stały m.in. obawy o możliwość recesji wywołanej działaniami Donalda Trumpa. W tamtym czasie istotny wpływ odegrała też restrykcyjna polityka monetarna Fedu i wzrost rentowności dziesięcioletnich obligacji skarbowych USA powyżej poziomu 3 proc. (dzisiejszym odpowiednikiem były obawy z początku 2025 r. o rychłe przebicie poziomu 5 proc. przez te obligacje). Wtedy skończyło się na strachu, a indeks Nasdaq 100 odrobił wszystkie straty równie szybko, jak je poniósł (w trzy miesiące).