Dawno już na warszawskim parkiecie nie mieliśmy takich rozbieżności w zachowaniu kursów dużych i małych spółek. Zacznijmy od gigantów. W ostatnich dwóch tygodniach WIG20 poddał się korekcie spadkowej, konsumującej część wcześniejszej fali zwyżkowej. W średnim terminie korekta ta sprawiła, że odsunęła się w czasie perspektywa pokonania poziomu 2400 pkt oraz położonych nieco wyżej kolejnych barier: szczytu z 27 października ub.r. (2415 pkt) oraz z końca sierpnia (2451 pkt). Tym samym WIG20 pozostaje niezmiennie w szerokim trendzie bocznym. Pesymiści mogą zakładać, że sytuacja jest dokładnie taka jak w listopadzie. Gdyby tak faktycznie było, to teraz należałoby się spodziewać powrotu indeksu dużych firm do dolnej granicy trendu bocznego, czyli okolic 2100 pkt.
Tymczasem na wykresie gromadzącego głównie małe spółki indeksu sWIG80 sytuacja prezentuje się zupełnie inaczej, zdecydowanie bardziej optymistycznie. Patrząc na wykres, trudno dopatrzyć się jakichkolwiek racjonalnych przesłanek za tym, że ciągle jeszcze mamy do czynienia ze średnioterminowym trendem bocznym. Indeks „maluchów" pokonał w ciągu paru tygodni całą serię poziomów oporu, otwierając sobie drogę do trendu wzrostowego. Miniony tydzień przyniósł kolejny sukces – sWIG80 powrócił powyżej średniej kroczącej z 200 sesji. Dla porównania, w trakcie pamiętnej hossy z 2009 r. do pokonania tej średniej doszło wcześniej niż na półmetku całej fali wzrostowej.
O ile w przypadku WIG20 ostatnia fala zwyżkowa do złudzenia przypomina nietrwałą poprawę nastrojów z października, to na szerokim rynku takiego niekorzystnego podobieństwa nie widać. Podczas gdy w październiku obserwowany przez nas odsetek akcji notowanych powyżej rocznej średniej kroczącej utrzymywał się blisko dołków, to ostatnio urósł do poziomów z połowy lipca.
Jeśli pod uwagę weźmiemy fakt, że w przeszłości cykliczne hossy na rynku małych spółek kończyły się, gdy roczna dynamika sWIG80 sięgała 90–200 proc., obecnie zaś dynamika ta jest nadal mocno ujemna (-20 proc.), to mamy odpowiedź na to, jakich zysków można oczekiwać, pod warunkiem, że hossa będzie kontynuowana. Oczywiście na giełdzie nie ma nigdy nic pewnego, tak więc trudno zagwarantować, że taki optymistyczny scenariusz faktycznie będzie miał tym razem miejsce. Do jego realizacji konieczny jest choćby szybki wzrost gospodarczy, przydałby się też napływ świeżych pieniędzy na giełdę, a o to może nie być przecież tak łatwo.
Budopol: brak sił do odrabiania strat
Długoterminowo