Nasza waluta kończy kolejny tydzień z przytupem. Co prawda jeszcze na początku dnia zmiany na rynku walutowym był symboliczne, ale wiadomo było, że prawdziwe emocje mają pojawić się dopiero po południu. I faktycznie tak się stało.

Kluczowym momentem była publikacja danych makroekonomicznych ze Stanów Zjednoczonych. Te dotyczące rynku pracy okazały się słabsze od oczekiwań, a i odczyt indeksu ISM dla usług w Stanach Zjednoczonych wypadł poniżej prognoz. Tarcia w amerykańskiej gospodarce mogą być z kolei pretekstem do tego, by Fed faktycznie zakończył już cykl podwyżek stóp procentowych. - Rynki wyraźnie ucieszyły się ze słabych danych Departamentu Pracy uważając, że mogą one przyspieszyć rozpoczęcie dyskusji o obniżkach stóp procentowych przez FED. Po słabym odczycie ISM dla przemysłu, dzisiejsza publikacja to kolejny dowód na to, że amerykańska gospodarka weszła w fazę spowolnienia - wskazywał w ciągu dnia Marek Rogalski, analityk DM BOŚ.

Tak interpretacja rynkowa wyraźnie osłabiła dolara. Ten po południu osłabiał się wobec euro nawet o blisko 1 proc. i główna para walutowa EUR/USD przebiła się bez problemu powyżej poziomu 1,07. Słabszy dolar to z kolei dobra wiadomość dla złotego. Nasza waluta w drugiej części dnia znów złapała wiatr w żagle. Dolar po południu kosztował 4,14 zł czyli o 1 proc. mniej niż wczoraj, euro taniało o 0,1 proc. do 4,44 zł zaś frank 0,2 proc. do 4,61 zł.

Teraz czas na RPP

Ten tydzień na rynku walutowym przyniósł pewien przełom. W końcu doszło do osłabienia amerykańskiej waluty, co dało nowy impuls do umocnienia złotego. W przyszłym tygodniu oczy inwestorów zwrócą się w kierunku Rady Polityki Pieniężnej, która w środę ogłosi decyzję w sprawie stóp procentowych. RPP już nie raz natomiast udowodniła, że w jej przypadku niczego nie można być pewnym.