Środa przynosi umocnienie dolara w relacjach do walut EM, oraz mieszane wyniki w grupie walut G10. Tutaj najsłabszy jest funt, który traci przy rosnących obawach, co konieczności nałożenia dalszych ograniczeń związanych z koronawirusem. Premier Johnson przyznał, że jeżeli ogłoszony w tym tygodniu 3-stopniowy system restrykcji nie zda egzaminu, to wdrożony zostanie 2-3 tygodniowy mechanizm lockdownu i rząd poważnie podchodzi do tych planów. Jednocześnie wracają obawy związane z fiaskiem zaplanowanego na koniec tygodnia szczytu UE ws. Brexitu. Tym razem europejscy politycy mocno naciskają, aby to Brytyjczycy zgodzili się na ustępstwa, strasząc tym, że w przeciwnym wypadku uruchomiona zostanie procedura przygotowująca UE do bezumownego Brexitu. To wszystko jest jednak elementem negocjacyjnych przepychanek - na początku tygodnia źródła unijne nieformalnie przyznały, że liczą się z tym, iż porozumienie ws. umowy handlowej może zostać zawarte dopiero w drugiej połowie listopada.
Gorzej zachowują się dzisiaj też waluty skandynawskie (NOK i SEK), tradycyjnie bardziej wrażliwe na globalne nastroje. Te poza obawami, co do przywracania bardziej radykalnych, pandemicznych restrykcji w wielu krajach (zwłaszcza w Europie - wczorajszy ruch Holendrów), zależne są też od doniesień związanych z potencjalnym wsparciem fiskalnym. Wyraźny kontrast w tych dwóch aspektach może być swoje długofalowe skutki. W USA politycy nie mogą się porozumieć nawet, co do mini-pakietu wsparcia wartego 500 mld USD (zamiast szerszego, czwartego pakietu fiskalnego, który najpewniej będzie procesowany dopiero po wyborach), a w Europie końcowe negocjacje nt. pakietu ratunkowego, którym ma zarządzać Komisja Europejska zapowiadają się na ciężkie (te rozmowy będą prowadzone w najbliższych tygodniach i najpewniej będą się przebijać na nagłówki depesz).
Na drugim biegunie są waluty Antypodów, chociaż ich wzrosty w relacji z USD nie są duże (zaledwie 0,2 proc.). AUD czeka na jutrzejsze dane z rynku pracy, oraz wystąpienie prezesa RBA, a NZD został wsparty przez słowa zastępcy szefa RBNZ (Hawkesby). W jego wypowiedzi nie pojawiły się nowe, "gołębie" wzmianki, chociaż dał on do zrozumienia, że gospodarka będzie wymagać dalszego wsparcia ze strony polityki monetarnej.
OKIEM ANALITYKA - selektywny strach
Wątkiem spinającym wydarzenia z ostatnich 48 godzin jest oczywiście COVID-19. Informacje nt. opóźnień przy pracach nad szczepionką były tylko pretekstem do wywołania ruchu, którego podłoże ma swoje bardziej ekonomiczne uwarunkowania. Przywracanie radykalnych obostrzeń w wielu krajach w celu powstrzymania transmisji koronawirusa staje się faktem. Niektórzy decydują się nawet na tzw. niepełne lockdowny, jak wczoraj Holendrzy. To każe postawić pytania o to, czy to co według decydentów miało być nie możliwe (powrót do schematów z wiosny) stanie się na powrót rzeczywistością? A jeżeli tak, to jakie działania są planowane, aby zamortyzować wpływ tych posunięć na gospodarkę? Ze strony bankierów centralnych od kilku tygodni widać nawoływania, ale w stronę polityków - aby to teraz ci wykazali się większą wolą wsparcia i wdrożyli większe pakiety fiskalne. Tyle, że ci są zajęci kłótniami - patrz Demokraci i Republikanie w USA - czy też ideologicznymi przepychankami - patrz Europa w kontekście pakietu ratunkowego i przyszłego budżetu UE. Tymczasem te pakiety wsparcia (zwłaszcza w Europie) były opracowywane kilka miesięcy temu - szczyt UE miał miejsce w lipcu - i być może przydałaby się ich rewizja w górę. Czy te obawy zdominują handel w listopadzie i grudniu?
Na razie strach na rynkach wydaje się być selektywny. Wall Street po silnych wzrostach z ostatnich dni, wczoraj zaliczyła tylko płytką korektę. Na FX bardziej widać ucieczkę od ryzykowniejszych walut rynków wschodzących, zmiany w obszarze G-10 są bardziej wyważone. To wskazuje na taktyczne przesunięcia, ale tak czy inaczej zapowiadające trudną jesień.