W ciągu ostatnich dziewięciu lat cena złota wzrosła o 150 proc., a największa korekta, patrząc na lata kalendarzowe, to 3,4 proc. Pomimo że za nami tak udany okres, to uważam, że to jeszcze nie koniec. W latach 2021–2023 złoto męczyło się z wybiciem oporu na poziomie 2000 USD za uncję, czyli przez trzy lata cena stała w miejscu pomimo szalejącej inflacji. Uważam, że przebicie 2000 USD rozpoczęło nową falę hossy, która może potrwać kilka lat.

Ubiegły rok był dość specyficzny, ponieważ nie było szerokiej hossy na metalach szlachetnych. Srebro zyskało 21,1 proc., platyna straciła 8,4 proc., a pallad spadł o 16,9 proc. Wypadają blado na tle mniej zmiennego złota. Wynika to z faktu, że banki centralne kupiły znaczące ilości złota, co podbiło jego cenę. Inne metale szlachetne są przede wszystkim uzależnione od popytu z przemysłu, który nie zaskoczył pozytywnie w 2024 r.

Pomimo znaczącego wzrostu ceny złota większość inwestorów detalicznych wciąż jest poza rynkiem. Brakuje nabyć do funduszy inwestujących w złoto. Zakupy złotych sztabek i monet także są silnie ograniczone. W mojej ocenie przyjdzie czas, że inwestorzy detaliczni ponownie wskoczą na ten rynek, co spowoduje dalsze wzrosty ceny. Dlatego spodziewam się kontynuacji hossy w kolejnych latach, a motorem wzrostów będzie popyt od inwestorów indywidualnych.