Przyglądając się ostatnim wydarzeniom na GPW, nietrudno oprzeć się wrażeniu, że sytuacja się komplikuje. WIG-owi najpierw w kluczowym momencie zabrakło sił, by zdobyć niepokonany ciągle do tej pory szczyt hossy z maja (89 414 pkt w cenach zamknięcia i 89 658 pkt intraday). Zgodnie z powiedzeniem, że niewykorzystane okazje lubią się mścić, ostatnie sesje przyniosły dosłownie tąpnięcie cen polskich akcji. Niemal 3-proc. spadek WIG-u na sesji 16 lipca okazał się najgłębszy od… września 2022 r.
Przyczyn tego stanu rzeczy doszukiwano się w czynnikach bieżących, takich jak kontrowersyjne wypowiedzi na temat Ukrainy w obozie mającego coraz większe szanse na fotel prezydenta USA Donalda Trumpa. A jednak siła przeceny niespotykana w trakcie hossy trwającej od jesieni 2022 r. w połączeniu z faktem, że od jej majowego szczytu miną lada chwila dwa miesiące, każą coraz poważniej zastanawiać się nad odpowiedzią na kluczowe pytanie: czy przypadkiem owa hossa już się nie skończyła? (Notabene, w przypadku najważniejszego na GPW indeksu sektorowego, WIG-banki, od czasu ustanowienia szczytu mijają już nawet trzy miesiące).
Oby udało się obronić wsparcie
Na razie pocieszające jest, że – według stanu w chwili pisania tego artykułu – WIG jest już relatywnie blisko ważnego technicznego wsparcia na wysokości lokalnego dołka sprzed miesiąca (83 011 pkt intraday). Dopóki to wsparcie nie pęknie, teza o definitywnej zmianie średnioterminowego trendu z wzrostowego na spadkowy pozostanie tylko domysłem, bez ostatecznego technicznego potwierdzenia (przynajmniej krótkoterminowo można spodziewać się próby obrony wsparcia). Dlatego też wszelkie dalsze rozważania w tym artykule należy traktować na razie jako wstępne przypuszczenia.