Z tej okazji wielcy golfiści raz jeszcze prężą muskuły, zachodnie media to z hałasem opisują, telewizje biją się o prawa transmisji (właśnie stacja FOX Sports odebrała NBC przekaz turnieju US Open przez najbliższe 12 lat), słowem – interes kręci się świetnie.
W tym świecie zadziwiająco łatwo zarabianych milionów czasem trudno zauważyć tych, którzy są bogaczami, ale ten fakt nie odebrał im wrażliwości na potrzeby innych. Przyznajmy – jest w zawodowym golfie nawet rodzaj nacisku, by po osiągnięciu sukcesu dzielić się z potrzebującymi, słabszymi i poszkodowanymi przez los. I dobrze.
Oczywiście każdy rozumie tę pomoc inaczej i udziela jej po swojemu. Rory McIlroy na przykład podpisał ostatnio jeden egzemplarz ekskluzywnego zegarka sponsora (Omega Seamaster Aqua Terra 150M „Golf" – jakby ktoś był ciekaw) i skierował przedmiot na aukcję, cena wywoławcza 5500 dolarów. Dochód pójdzie na fundację Rory'ego, która od niespełna roku zbiera fundusze na potrzebujące dzieci.
Podobne fundacje zakłada bardzo wielu golfistów z góry rankingu światowego. Ma ją Phil Mickelson (wyleczona choroba nowotworowa żony określiła główny cel pomocy), ma Tiger Woods (kieruje finanse głównie na edukację biednych dzieci), mają Justin Rose, Adam Scott i inni. Pieniądze zbierają albo tak jak Rory poprzez aukcje, albo organizują turnieje pod swym patronatem, zapraszając celebrytów, sławy biznesu, polityki, sceny i sportu, w miłych golfowych okolicznościach apelują do serc i portfeli gości. Shaun Micheel założył fundację, która zebrała już ponad 2 mln dolarów na spełnianie marzeń dziecięcych. Jego pomysł był trochę inny – to dzieci zostają kapitanami drużyn grających w turniejach. To też działa.
Oczywiście są też i tacy, którzy po prostu wyjmują z konta parę dziesiątek tysięcy dolarów (niekiedy więcej) i pomagają szpitalom, sierocińcom, szkołom, ofiarom klęsk żywiołowych, chorób i innych nieszczęść.