Ta gra naprawdę może się podobać. Kto poznał smak golfa ten wie, jak mogła rozpalić emocje walka Hiszpana z mistrzem olimpijskim, Anglikiem Justinem Rose, pasjonująca finałowa runda, potem rozstrzygająca dogrywka zakończona włożeniem zielonej marynarki na ramiona zwycięzcy.
Na pięknym polu Augusta National Golf Club w stanie Georgia takie atrakcje trwają od 1934 roku, ale dopiero od lat 80. golf z pomocą telewizji zyskał popularność, która przekłada się na coraz wyższe pule nagród, coraz bardziej efektowne premie finansowe i przekonanie, że wbijanie piłki do dołków przez zawodowców może być zajęciem godnym zazdrości, nawet jeśli dotyczy 200–300 osób ze szczytów tego sportu.
Masters pozostaje dobrym przykładem tego, że imperium golfowe, mimo okresowych zachwiań koniunktury, ma się doskonale. W tegorocznym turnieju pula nagród wyniosła do 11 mln dolarów (w dwóch poprzedzających latach była o 1 mln mniejsza). Około 1/3 tej kwoty dała sprzedaż praw telewizyjnych, 2/3 umowy sponsorskie, nawet jeśli sponsorzy jak zawsze nie zobaczyli w telewizorach logo swych firm – bo na polu w Auguście tradycją jest zachowanie wolnej od reklam przestrzeni gry.
Mistrz Garcia zarobił 1,98 mln dolarów, jego główny rywal Rose 1,188 mln, trzeci Charl Schwartzel z RPA – 748 tysięcy. Dla 10. wyznaczono premię 297 tysięcy USD, dla 50. – 27 720 USD (był nim dawny mistrz Ernie Els).
Rok temu o tej porze Danny Willett z Anglii cieszył się w Auguście z czeku na 1,8 mln USD, wicemistrzowie Lee Westwood i Jordan Spieth wzięli po 880 tysięcy, zajmujący wspólnie czwarte miejsce Paul Casey, J. B. Holmes i Dustin Johnson po 413 333 USD. W 2001 roku pula nagród w Masters wynosiła 5,6 mln dolarów, mistrz tamtego czasu Tiger Woods wziął za sukces 1,08 mln (w sumie za cztery zwycięstwa w Auguście – 3,762 mln), więc widać, że nawet przy słabnącym dolarze – krzywa wciąż rośnie.