– Futbol bywa okrutny. Wygrywaliśmy razem, cierpieliśmy razem, a teraz niestety razem przegraliśmy – mówił trener Francuzów Didier Deschamps. Jego piłkarze już wiedzą, jak czuli się ich rywale w 2004 roku po finałowej porażce z Grecją. Paryż, tak jak wtedy Lizbona, zalał się łzami, Portugalię opanowało szaleństwo.
To nie był finał, który będziemy wspominać po latach. Ale kilka obrazów pozostanie w naszej pamięci. Dramat Cristiano Ronaldo, który już po 25 minutach, kontuzjowany, opuścił boisko na noszach. I jego zachowanie w dogrywce, kiedy przy linii bocznej dyrygował kolegami bardziej żywiołowo niż trener. Interwencje Ruiego Patricio, uderzenie Raphaela Guerreiro z rzutu wolnego w poprzeczkę, strzał Andre-Pierre'a Gignaca w słupek, wreszcie bramka Edera. Rezerwowego, który okazał się niespodziewanym bohaterem i pół godziny po wejściu na boisko strzelił pierwszego gola dla Portugalii w meczu o stawkę.
– Brzydkie kaczątko zamieniło się w pięknego łabędzia – podsumował występ swojego dżokera Fernando Santos. Mało brakowało, by Eder nie pojechał na Euro. Irytował nawet własnych kibiców. Dwa i pół miesiąca przed mistrzostwami wygwizdali go podczas towarzyskiego spotkania z Belgią. Po transferze do Swansea 28-letni napastnik urodzony w Gwinei Bissau przez pół roku nie mógł trafić do bramki. Bez żalu wypożyczono go do... Lille. We Francji się odrodził, sześć goli wystarczyło, by podpisać kontrakt z klubem Ligue 1 i przekonać do siebie trenera Santosa. – Czułem, że to on da nam puchar. Nikt w nas nie wierzył, a my zasłużyliśmy na ten triumf po latach poświęceń – opowiadał wzruszony Ronaldo.
Na samolocie, którym podróżuje reprezentacja, widnieje slogan: „Razem daleko zalecimy". Portugalska maszyna obiera teraz kierunek na Wschód. Mundial w Rosji może być ostatnim wielkim turniejem Ronaldo, po trzydziestce są też już Pepe i Ricardo Quaresma, a za kilka miesięcy dołączy do nich Nani. Santos wie, że zostało mu niewiele czasu, by wycisnąć jeszcze coś z tej drużyny. Sukces rozbudził oczekiwania. I nawet jeśli nie mają one wiele wspólnego ze zdrowym rozsądkiem, w Portugalii nikt nie zamierza zejść szybko na ziemię.