Oficjalnie wciąż jest jeszcze wiele czasu, by wybrać następcę Mario Draghiego na stanowisku prezesa Europejskiego Banku Centralnego. Kadencja obecnego szefa EBC kończy się przecież dopiero w październiku 2019 r. Nieoficjalnie jednak walka o tę posadę już trwa, a Niemcy mocno lobbują, by dostał ją obecny prezes Bundesbanku Jens Weidmann. – Następny prezes EBC musi być Niemcem, który czuje się związany z tradycją monetarnej stabilności Bundesbanku – stwierdził Hans-Peter Friedrich, polityk współrządzącej Niemcami partii CSU. Powiedział głośno coś, o czym od dawna marzy wielu niemieckich decydentów. Chcieliby wreszcie mieć własnego człowieka na czele EBC.
Europejskim Bankiem Centralnym kierowali jak dotąd: Holender Wim Duisenberg (1998–2003), Francuz Jean-Claude Trichet (2003–2011) i Włoch Mario Draghi (do 2011 r.). Żadnego Niemca nie było też dotąd w gronie wiceprezesów instytucji. Stanowisko to pełnili: Francuz Christian Noyer (1998–2002), Grek Lucas Papademos (2002–2010) i Portugalczyk Vitor Constancio (od 2010 r., jego kadencja upływa z końcem maja 2018 r.). Niedawno na nowego wiceprezesa EBC, z kadencją kończącą się w 2026 r., został wybrany hiszpański minister finansów Luis de Guindos, a poparcia udzieliły mu m.in. właśnie Niemcy oraz sprzymierzone z nimi kraje. Czyżby starały się kupić poparcie dla kandydatury Weidmanna na szefa banku eurostrefy? – Gra nadal jest otwarta. De Guindos jako wiceprezes wyraźnie zwiększa szansę wyboru przedstawiciela Europy Południowej na nowego prezesa EBC – twierdzi Carsten Brzeski, ekonomista z ING.
Najtrudniejsza kandydatura
Na prezesa EBC był już typowany Axel Weber, poprzednik Weidmanna na stanowisku szefa Bundesbanku. Zrezygnował jednak w kwietniu 2011 r. z kierowania niemieckim bankiem centralnym, co odebrano jako protest przeciwko luźnej i niekonwencjonalnej polityce EBC. Weidmann co prawda głośno kontestował politykę EBC (w tym program quantitative easing, czyli tzw. luzowania ilościowego), ale na taki spektakularny gest się nie zdobył. Wolał odgrywać we Frankfurcie rolę obrońcy tradycyjnej polityki pieniężnej. – Moje stanowisko jest takie, że wszyscy w Radzie Prezesów EBC jesteśmy zainteresowani polityką pieniężną i chcemy ją kształtować. Po to tam jesteśmy – mówił w niedawnym wywiadzie dla CNBC.
Wizerunek dogmatycznego przeciwnika monetarnych eksperymentów jest jednak poważną przeszkodą dla kandydatury Weidmanna. Szef Bundesbanku twierdził w ostatnich latach, że np. program QE zbytnio przypomina mu drukowanie pieniędzy. Krzywo też patrzył na deklaracje Draghiego o „zrobieniu wszystkiego, co możliwe" dla ratowania państw z południa strefy euro. Weidmann jest więc postrzegany jako zwolennik prostej do bólu polityki pieniężnej, jaką prowadził Bundesbank przez kilka dekad. Polityki skupiającej się głównie na utrzymywaniu stabilności cenowej i zachowywaniu wartości waluty. Bez QE, TLTRO, ujemnych stóp procentowych i innych nowinek, które przed kryzysem by nie przeszły. O ile Draghi skupił się na powstrzymaniu kryzysu zadłużeniowego na południu Eurolandu i tworzeniu warunków dla wzrostu gospodarczego, o tyle Weidmann będzie się skupiał na normalizacji polityki pieniężnej i powstrzymywaniu inflacji – która według prognoz EBC nie dobije w tym roku do celu zakreślonego przez bank centralny. Kandydatura Weidmanna może być więc niewygodna dla państw z południa strefy euro, które liczą na to, że w razie potrzeby EBC będzie prowadził wystarczająco elastyczną politykę, by je wyciągnąć z kryzysu. Trudno więc się spodziewać, by za Weidmannem opowiedziały się np. Włochy, zwłaszcza jeśli będą rządzone przez populistyczną, centroprawicową koalicję.
Są też inne poważne bariery dla sukcesu kandydatury Weidmanna. – Szefowie Europejskiego Mechanizmu Stabilizacyjnego, Jednolitej Rady ds. Restrukturyzacji i Uporządkowanej Likwidacji (SRB) w unii bankowej oraz Europejskiego Banku Inwestycyjnego są z Niemiec. W zarządzie EBC jest zaś już Niemka Sabine Lautenschlaeger i będzie musiała ustąpić, jeśli Weidmann zostanie prezesem EBC. A to doprowadzi do zmniejszenia liczby kobiet na wysokich stanowiskach, co było zawsze problemem EBC – przypomina Erik Nielsen, analityk banku UniCredit.