Gdy EBC stanie się Bundesbankiem

Niemcy już się szykują do przejęcia sterów w Europejskim Banku Centralnym, a instytucja powoli zaczyna odchodzić od ultraluźnej polityki. Z tym procesem wiąże się poważne ryzyko.

Aktualizacja: 17.03.2018 07:12 Publikacja: 17.03.2018 06:57

Oficjalnie wciąż jest jeszcze wiele czasu, by wybrać następcę Mario Draghiego na stanowisku prezesa Europejskiego Banku Centralnego. Kadencja obecnego szefa EBC kończy się przecież dopiero w październiku 2019 r. Nieoficjalnie jednak walka o tę posadę już trwa, a Niemcy mocno lobbują, by dostał ją obecny prezes Bundesbanku Jens Weidmann. – Następny prezes EBC musi być Niemcem, który czuje się związany z tradycją monetarnej stabilności Bundesbanku – stwierdził Hans-Peter Friedrich, polityk współrządzącej Niemcami partii CSU. Powiedział głośno coś, o czym od dawna marzy wielu niemieckich decydentów. Chcieliby wreszcie mieć własnego człowieka na czele EBC.

Europejskim Bankiem Centralnym kierowali jak dotąd: Holender Wim Duisenberg (1998–2003), Francuz Jean-Claude Trichet (2003–2011) i Włoch Mario Draghi (do 2011 r.). Żadnego Niemca nie było też dotąd w gronie wiceprezesów instytucji. Stanowisko to pełnili: Francuz Christian Noyer (1998–2002), Grek Lucas Papademos (2002–2010) i Portugalczyk Vitor Constancio (od 2010 r., jego kadencja upływa z końcem maja 2018 r.). Niedawno na nowego wiceprezesa EBC, z kadencją kończącą się w 2026 r., został wybrany hiszpański minister finansów Luis de Guindos, a poparcia udzieliły mu m.in. właśnie Niemcy oraz sprzymierzone z nimi kraje. Czyżby starały się kupić poparcie dla kandydatury Weidmanna na szefa banku eurostrefy? – Gra nadal jest otwarta. De Guindos jako wiceprezes wyraźnie zwiększa szansę wyboru przedstawiciela Europy Południowej na nowego prezesa EBC – twierdzi Carsten Brzeski, ekonomista z ING.

Najtrudniejsza kandydatura

Na prezesa EBC był już typowany Axel Weber, poprzednik Weidmanna na stanowisku szefa Bundesbanku. Zrezygnował jednak w kwietniu 2011 r. z kierowania niemieckim bankiem centralnym, co odebrano jako protest przeciwko luźnej i niekonwencjonalnej polityce EBC. Weidmann co prawda głośno kontestował politykę EBC (w tym program quantitative easing, czyli tzw. luzowania ilościowego), ale na taki spektakularny gest się nie zdobył. Wolał odgrywać we Frankfurcie rolę obrońcy tradycyjnej polityki pieniężnej. – Moje stanowisko jest takie, że wszyscy w Radzie Prezesów EBC jesteśmy zainteresowani polityką pieniężną i chcemy ją kształtować. Po to tam jesteśmy – mówił w niedawnym wywiadzie dla CNBC.

Wizerunek dogmatycznego przeciwnika monetarnych eksperymentów jest jednak poważną przeszkodą dla kandydatury Weidmanna. Szef Bundesbanku twierdził w ostatnich latach, że np. program QE zbytnio przypomina mu drukowanie pieniędzy. Krzywo też patrzył na deklaracje Draghiego o „zrobieniu wszystkiego, co możliwe" dla ratowania państw z południa strefy euro. Weidmann jest więc postrzegany jako zwolennik prostej do bólu polityki pieniężnej, jaką prowadził Bundesbank przez kilka dekad. Polityki skupiającej się głównie na utrzymywaniu stabilności cenowej i zachowywaniu wartości waluty. Bez QE, TLTRO, ujemnych stóp procentowych i innych nowinek, które przed kryzysem by nie przeszły. O ile Draghi skupił się na powstrzymaniu kryzysu zadłużeniowego na południu Eurolandu i tworzeniu warunków dla wzrostu gospodarczego, o tyle Weidmann będzie się skupiał na normalizacji polityki pieniężnej i powstrzymywaniu inflacji – która według prognoz EBC nie dobije w tym roku do celu zakreślonego przez bank centralny. Kandydatura Weidmanna może być więc niewygodna dla państw z południa strefy euro, które liczą na to, że w razie potrzeby EBC będzie prowadził wystarczająco elastyczną politykę, by je wyciągnąć z kryzysu. Trudno więc się spodziewać, by za Weidmannem opowiedziały się np. Włochy, zwłaszcza jeśli będą rządzone przez populistyczną, centroprawicową koalicję.

Są też inne poważne bariery dla sukcesu kandydatury Weidmanna. – Szefowie Europejskiego Mechanizmu Stabilizacyjnego, Jednolitej Rady ds. Restrukturyzacji i Uporządkowanej Likwidacji (SRB) w unii bankowej oraz Europejskiego Banku Inwestycyjnego są z Niemiec. W zarządzie EBC jest zaś już Niemka Sabine Lautenschlaeger i będzie musiała ustąpić, jeśli Weidmann zostanie prezesem EBC. A to doprowadzi do zmniejszenia liczby kobiet na wysokich stanowiskach, co było zawsze problemem EBC – przypomina Erik Nielsen, analityk banku UniCredit.

Oczywiście gry kadrowe w UE to skomplikowana układanka. Ale szanse Weidmanna mogą wzrosnąć, jeśli np. Niemcy zgodzą się na Francuza jako kolejnego szefa Komisji Europejskiej. Pomocna może też okazać się sytuacja gospodarcza. Jeśli strefa euro będzie w 2018 i 2019 r. przechodziła podobne ożywienie jak w 2017 r., to łatwiej będzie przekonać poszczególne rządy, że trzeba wybrać kogoś stawiającego na normalizację polityki pieniężnej. Zwłaszcza że EBC już „staje się niemiecki", stopniowo odchodząc od ultraluźnej polityki. Zakupy obligacji w ramach programu QE zmniejszył z 80 mld euro miesięcznie do 30 mld euro i ma zamiar zakończyć ten program we wrześniu 2018 r. Z komunikatu po ostatnim posiedzeniu Rady Prezesów EBC zniknęło zaś rutynowe zapewnienie, że „w razie potrzeby" programy stymulacyjne mogą zostać przedłużone lub powiększone.

Zmiana kursu

Za bardziej jastrzębim nastawieniem EBC przemawia kilka czynników. Bilans banku centralnego przekracza już 40 proc. PKB państw Eurolandu i dalsze jego zwiększanie byłoby wpływaniem na jeszcze bardziej „nieznane wody". Sytuacja strefy euro mocno się też poprawiła, odkąd kilka lat temu wprowadzono program QE. Komisja Europejska prognozuje 2,3 proc. wzrostu gospodarczego w strefie euro. Może on być wyższy niż w USA, a poprawę sytuacji gospodarczej wyraźnie widać nawet w krajach słabo radzących sobie z kryzysem, takich jak Włochy czy Grecja. W Niemczech, czyli największej gospodarce Eurolandu, niektórzy ekonomiści już jesienią 2017 r. mówili o oznakach przegrzewania się koniunktury. Monetarna stymulacja nie jest już więc tak potrzebna jak np. dwa czy trzy lata temu. Mario Draghi na ostatniej konferencji prasowej mówił zresztą, że bank centralny już spełnił swoje obietnice sprzed kilku lat, które zakładały utrzymywanie programu QE tak długo, jak będzie to potrzebne. Choć inflacja nie doszła jeszcze w strefie euro do celu zbliżonego do 2 proc., to EBC nie widzi już większego sensu w kontynuowaniu tej formy monetarnej stymulacji.

– Potrzebny byłby większy szok, by EBC zmienił zdanie – wskazuje Frederik Ducrozet, ekonomista ze szwajcarskiej firmy Pictet Wealth Management.

Oczywiście zmianie kursu towarzyszą też poważne czynniki ryzyka. Jednym z nich jest sytuacja polityczna we Włoszech, w których może dojść do władzy eurosceptyczna koalicja. Jak dotąd reakcje rynków na wyniki włoskich wyborów parlamentarnych były powściągliwe, gdyby jednak z jakiegoś powodu inwestorzy zaczęli w nadchodzących miesiącach wyprzedawać włoskie obligacje, to mogłoby się to zbiec z wygaszaniem programu QE przez EBC. A Włochy muszą przecież refinansować w tym roku dług wart 17 proc. ich PKB. Czy unijny bank centralny znów więc zmieni zdanie i powróci do zakupów włoskiego długu?

EBC musi też być ostrożny w kwestii kosztów rynkowego finansowania dla spółek ze strefy euro. Według analityków Bank of America 9 proc. europejskich spółek to „żywe trupy", u których koszty spłaty zadłużenia są większe niż wypracowywane przez nie zyski. Zakręcanie przez EBC kurka z płynnością może sprawić, że odsetek takich spółek wzrośnie i skoczy też liczba bankructw w Europie. Innym problemem jest to, że silne euro (zyskujące również ze względu na politykę EBC) może negatywnie wpływać na europejski eksport i przyczynić się do wyhamowania ożywienia gospodarczego. Wszak niedawno Draghi wysyłał sygnały, że umocnienie euro przeszkadza EBC i że nie podoba mu się to, że władze USA działają tak, jakby chciały celowo osłabiać dolara. Na to nakłada się również problem ewentualnej wojny handlowej przeciwko Stanom Zjednoczonym.

Bank centralny z Frankfurtu musi więc postępować z wielu powodów bardziej ostrożnie niż amerykański Fed. Mario Draghi wielokrotnie pokazał, że potrafi działać ostrożnie i zarazem elastycznie. I zapewne wiele europejskich rządów cieszy się z tego, że to obecny prezes EBC będzie nawigował tą instytucją aż do października 2019 r. Te rządy, które dopuszczają wybór Weidmanna, być może liczą, że wówczas kryzys w strefie euro będzie już tylko wspomnieniem, a Niemiec okaże się dobrym prezesem na spokojne czasy. Kadencja prezesa EBC trwa jednak osiem lat, a to okres wystarczająco długi, by strefa euro doświadczyła w jego trakcie kolejnych turbulencji. Wybór na to stanowisko mało elastycznego, dogmatycznego Niemca może być kuszeniem losu.

Parkiet PLUS
Wstrząs polityczny w Tokio, który jakoś nie wystraszył inwestorów
Materiał Promocyjny
Pieniądze od banku za wyrobienie karty kredytowej
Parkiet PLUS
Coraz więcej czynników przemawia przeciw złotemu
Parkiet PLUS
Niepewność na rynku miedzi nie pomaga notowaniom KGHM
Parkiet PLUS
GPW i Wall Street. Kiedy znikną te męczące analogie?
Materiał Promocyjny
Sieć T-Mobile Polska nagrodzona przez użytkowników w prestiżowym rankingu
Parkiet PLUS
Debata Parkietu. Co wybory w USA oznaczają dla świata i rynków?
Parkiet PLUS
Efekt Halloween. Anomalia, która istnieć nie powinna, ale istnieje