Pep Guardiola
1 września 2008 roku sfinalizowano transakcję, w wyniku której angielski klub trafił w ręce szejków. Już wcześniej horrendalne sumy na piłkarskim rynku wydawał rosyjski oligarcha Roman Abramowicz, który z angielskiej Chelsea – klubu często kojarzonego z chuliganami – uczynił modną drużynę londyńskiej elity. Ale to właśnie inwestycja i późniejsze poczynania nowych właścicieli Manchesteru City wykazały ostatecznie, że w futbolu nie ma już żadnych granic, ani finansowych, ani rozumowych. Cena, zdrowy rozsądek, rachunek zysków i strat – wszystko to przestało mieć znaczenie. Stojący na czele Abu Dhabi United Group szejk Mansour bin Zayed al-Nahyan prawdopodobnie nie liczy, ile pieniędzy wpompował już w futbolowy biznes, zachodzi nawet podejrzenie graniczące z pewnością, że nigdy tego nie robił. Nie musi, bo jest właścicielem pól naftowych i członkiem rodziny królewskiej Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Jego wydatki na piłkarskie hobby liczą już tylko podekscytowani dziennikarze, donoszący o kolejnych finansowych rekordach.
Pół miliona tygodniowo
Z okazji okrągłej rocznicy brytyjski dziennik „The Guardian" podliczył kolejne lata szejkowych zakupów. Lista jest tak długa, że gdyby chcieć zaserwować ją tutaj w całości, zajęłaby sporą część tego artykułu. Zostańmy więc tylko przy najbardziej kosztownych transferach. Na początek do City trafił Robinho – młody Brazylijczyk kosztował 32,5 mln funtów. Rzekomo wielki talent, w rzeczywistości nigdy nie spełnił pokładanych w nim nadziei. W kolejnym sezonie klub wzmocnił Carlos Tévez. Kosztował 25,5 mln, ale był tym cenniejszy, że zanim przywdział błękitną koszulkę City, reprezentował barwy rywala zza miedzy – Manchesteru United. Opłaciło się, Argentyńczyk nie zawiódł. W przeciwieństwie do innego sprowadzonego do klubu napastnika: Roque Santa Cruz nie był wart 17 mln, które za niego zapłacono. David Silva (25 mln), Mario Balotelli (22,5 mln) i Edin Džeko (33 mln) wydatnie przyczynili się do sukcesów City, Silva z powodzeniem gra w drużynie do dzisiaj. Podobnie jak kupiony za 38 mln argentyński napastnik Sergio Agüero. Belg Kevin De Bruyne kosztował majątek (51 mln), ale chyba już się zwrócił, podobnie jak Raheem Sterling (44 mln) i Leroy Sané (37 mln). Ostatni nabytek – Riyad Mahrez – kosztował 60 mln. Na wszystkich piłkarzy wydano – bagatela – 1,3 miliarda funtów.
Na pełnej liście transferów są gracze znakomici, ale jest też wielu takich, którzy kompletnie zawiedli, a pieniądze, które za nich zapłacono, nie były adekwatne do umiejętności. Kiedy tylko klub z Manchesteru interesował się jakimś zawodnikiem, jego cena z miejsca szybowała w górę. Trudno się dziwić, skoro szejkowie i tak byli skłonni płacić. Na początku kupowali piłkarzy bez żadnego planu. Przypominało to łapankę, byle tylko piłkarz miał znane nazwisko. Na liście życzeń pojawiali się najlepsi. Tyle że oni nie mieli zamiaru grać dla drużyny, która poza bajecznymi pieniędzmi nie miała wiele do zaoferowania, w Europie się nie liczyła. City oferowali Milanowi ponad 100 milionów funtów za Brazylijczyka Kakę. Piłkarz miał zarabiać pół miliona funtów tygodniowo! Wielki kibic angielskiej piłki Michał Okoński w książce „Futbol jest okrutny" cytuje angielskiego dziennikarza, prywatnie kibica City, który pisał, że takie pieniądze powinny być przeznaczone na walkę z rakiem albo budowę kolejnego zderzacza hadronów, a nie jako wynagrodzenia dla niechby i najlepszego piłkarza. Kaka ostatecznie nie przeniósł się do Manchesteru. Ale Yaya Touré zarabiał ponad 200 tysięcy funtów tygodniowo, nawet kiedy już nie mieścił się w podstawowym składzie.
Anglia to za mało
Czy kibicom City nie przeszkadza taki sposób dążenia do celu? Pewnie trochę tak, niewątpliwie byłoby lepiej, gdyby do zwycięstw prowadziła ukochaną drużynę armia wychowanków, a nie eskadra zagranicznych gwiazd. Ale czy tego dyskomfortu nie rekompensuje mistrzostwo Anglii? Na przykład to wywalczone w sezonie 2011/2012. W ostatniej kolejce piłkarze City grali u siebie z Queens Park Rangers i w 90. minucie przegrywali 1:2. Mistrzem Anglii był w tym momencie Manchester United. Ale w doliczonym czasie gry najpierw wyrównał Edin Džeko, a zwycięskiego gola zdobył Sergio Agüero. Trybuny oszalały, kibice padali sobie w objęcia, niektórzy płakali ze szczęścia. To na pewno jeden z najpiękniejszych momentów w historii klubu, pierwsze mistrzostwo od 44 lat. Nie może więc dziwić wielki baner z napisem „Dziękujemy, szejku Mansour", wywieszony przez kibiców City podczas jednego z meczów. Trzeba też przyznać nowym włodarzom klubu, że wielkie pieniądze poszły nie tylko na piłkarzy i ich premie, ale także na infrastrukturę. Za samo przemianowanie stadionu z City of Manchester Stadium na Etihad Stadium klub zarobił ponad 300 milionów funtów. Nie zapomniano też o przeszłości, a jest co pielęgnować – klub powstał jeszcze w XIX wieku.