Trend spadkowy rentowności jest wyraźnie widoczny, 9 proc. maksimum minęliśmy w październiku. I to mimo wzrostu inflacji widocznego jeszcze zimą. Nawet spadek inflacji poniżej aktualnej rentowności obligacji dziesięcioletnich byłby sporym wydarzeniem (i zarazem spełnieniem projekcji na III kwartał przyszłego roku).
kosztuje USA obsługa zadłużenia federalnego. Rocznie.
Przyczyn względnej siły naszego rynku jest kilka. Inwestorzy na rynku kontraktów FRA i IRS na poważnie biorą wypowiedzi tych przedstawicieli RPP, którzy upatrują szans na obniżki stóp w spadku inflacji poniżej 10 proc., jakby to właśnie ta granica stała się nowym celem Rady. Rynek kontraktów na stopę procentową jest większy i płynniejszy niż rynek obligacji, ten ostatni zaczął więc reagować notowaniami na rynku terminowym. Po drugie, bardzo dobre wyniki sektora bankowego oznaczają wzrost kapitałów własnych, które częściowo muszą być lokowane z zerowym ryzykiem, czyli w papierach skarbowych. Po trzecie, odbicie cen od dołka z października jest potężne i znalazło odzwierciedlenie w wynikach funduszy dłużnych, co z kolei przyciąga nowych inwestorów i zmusza zarządzających do kolejnych zakupów, obojętnie, czy uważają takie posunięcia ze sensowne czy nie.
Czytaj więcej
Część inwestorów spodziewa się hossy (spadku rentowności) na rynku obligacji, ale wciąż do niej nie dochodzi. Przeszkodą mogą być mimo wszystko zbyt wysoki poziom inflacji oraz napięta sytuacja budżetu.
Po czwarte i być może najważniejsze, inwestorzy dostrzegają zagrożenia, które wiszą nad amerykańskim rynkiem długu, i szukają alternatywnych miejsc lokowania środków. Choć my sami możemy postrzegać sytuację naszego budżetu bardzo krytycznie, to w oczach inwestorów zagranicznych polski dług publiczny w relacji do PKB pozostaje niski. Koszty jego obsługi w relacji do dochodów budżetowych, choć wzrosły w tym roku, także są relatywnie niższe (w granicach 10 proc.) niż w USA, co oznacza, że łatwiej nad nimi zapanować.