Mówiąc dzisiaj o prognozach dla światowej gospodarki, trzeba oczywiście zacząć od Stanów Zjednoczonych i Donalda Trumpa. Ekonomiści mówią wprost, że jego polityka może doprowadzić do powrotu wyższej inflacji w USA. Zgadzacie się z tym?
Radosław Cholewiński (R.Ch.): Nie do końca. Cła, o których tyle się mówi, nie powodują, że ludzie zaczynają wydawać więcej pieniędzy. One nie powodują też, że rynki pracy stają się ciaśniejsze, a wynagrodzenia rosną. W związku z tym w długim okresie wpływ ceł na gospodarkę ma charakter hamujący i recesyjny. To nie jest zaś coś, co zmienia trend, jeśli chodzi o inflację. Cła mają bowiem też wtórne efekty, czyli przede wszystkim szkodzą wzrostowi gospodarczemu.
Temat inflacji jest o tyle istotny, gdyż będzie miał wpływ na postawę Rezerwy Federalnej. Może ona wyhamować z obniżkami stóp procentowych? Pojawiły się nawet głosy, że w przyszłym roku Fed może wrócić do podwyżek stóp. To jest realny scenariusz?
Kamil Stolarski (K.S.): Na pewno nie jest to coś, co my obecnie zakładamy w naszych analizach. Zgadzam się, że idziemy w dłuższym terminie w kierunku niższej inflacji. Trump trade i wszystko, co z nim związane, jest pewnego rodzaju szokiem, który ma różne następstwa. Rozumiem więc Fed, który po tak ważnym wydarzeniu może się teraz zastanawiać, ile i jakie cięcia stóp przeprowadzić. Nie spodziewam się jednak, abyśmy za rok byli w środowisku wyższych krótkoterminowych stóp procentowych w Stanach Zjednoczonych.
R.Ch.: Trzeba też oddzielić perspektywę cykliczną od zmian strukturalnych. Cyklicznie amerykańska gospodarka jest w okresie spowolnienia. Mieliśmy okres podwyżek stóp procentowych i to zaczęło się już przekładać na rynek nieruchomości. Od początku roku rośnie też bezrobocie. Fed nie robi więc nic kontrowersyjnego, obniżając stopy procentowe. Oczekiwania, że dojdzie do kolejnych obniżek, są dobrze ugruntowane. Skala obniżek oczywiście może być mniejsza, ale to wycenił już rynek w ostatnich miesiącach, co widać chociażby po wzroście rentowności amerykańskich obligacji skarbowych. Uważamy, że w perspektywie kilku lat stopy procentowe nadal będą obniżane, chociaż może nie tak mocno, jak można było się spodziewać wcześniej. Z perspektywy strukturalnej można z kolei zastanawiać się, czy Trump odwróci bieg historii i sprowadzi przemysł do USA. Mam wątpliwości, czy będzie to możliwe i czy z punktu widzenia wzrostu gospodarczego faktycznie będzie to korzystne. Zmiana lokalizacji przemysłu z miejsca, gdzie są niższe koszty siły roboczej, na miejsce, gdzie te koszty są wyższe, nie jest działaniem prowzrostowym i w dłuższym okresie nie wspiera wymiany międzynarodowej. Była mowa o Rezerwie Federalnej… pamiętajmy, że mówimy nie tylko o banku centralnym Stanów Zjednoczonych, ale generalnie też całego świata. Sygnały płynące z gospodarki światowej też przez Fed nie mogą być lekceważone.
Wspomniałeś o rentownościach obligacji. Ten rynek przypadkiem nie przereagował właśnie, oczekując na powrót wyższej inflacji?
R.Ch.: Po czasie oczywiście łatwiej jest wytłumaczyć pewne ruchy rynkowe. Dość często zwracam jednak uwagę na kierunek zaskoczeń w danych makroekonomicznych. Latem mieliśmy do czynienia z sytuacją, w której rynek zaczął się przyzwyczajać do słabych odczytów. Oczekiwania dotyczące przyszłych danych były już na tyle niskie, że średnie odczyty powodowały pozytywne zaskoczenia. Jeśli spojrzymy na syntetyczne mierniki tych zaskoczeń, to wydaje się, że one w ostatnich dwóch tygodniach osiągają lokalne maksima i zaczynają powoli zawracać. Może to jest wytłumaczenie tego, co dzieje się na światowym rynku obligacji skarbowych, w tym oczywiście też na rynku amerykańskim. To też nie jest sprzeczne z twierdzeniem, że Trump trade może zacząć się wyczerpywać.