Ruch spadkowy był na tyle mocny, że ropa odmiany WTI złamała istotne wsparcie w okolicach 70–72 USD za baryłkę i podążyła na północ, zaliczając tegoroczne minima notowań. W pewnym momencie cena ropy spadła w okolice 67 USD za baryłkę. Informacje o tym, że organizacja OPEC+ planuje o miesiąc przesunąć planowane zwiększenie produkcji surowca, która pojawiła się w trakcie ubiegłego tygodnia, była w zasadzie jedynym czynnikiem, który mógł podbić notowania. Efekt był jednak mizerny. Początkowy wzrost po tej informacji został bowiem szybko zgaszony. W poniedziałek cena ropy naftowej znów jednak próbowała iść do góry. Tym razem rynek chwycił się tematu możliwych huraganów w południowo-zachodniej części Zatoki Meksykańskiej. W porannych godzinach ropa zyskiwała ponad 1 proc.
– Region ten odpowiada za około 60 proc. mocy produkcyjnych USA w zakresie rafinacji, stąd ryzykowne zbliżanie się huraganu w kierunku wybrzeża Zatoki Meksykańskiej wpływa na wyobraźnie inwestorów – zauważa Michał Pietrzyca, analityk DM BOŚ. Jak dodaje, byki w przypadku ropy WTI uaktywniły się w obszarze popytowym 67,3–68,1 USD, co pozwala patrzeć w stronę oporu, który jest w okolicach 70,3 USD. Dopiero jednak przełamanie tego obszaru będzie wyraźniejszym sygnałem siły byków. Na razie, jak zauważa Pietrzyca, jest to wciąż tylko korekta w ruchu spadkowym.
– Poza ujęciem technicznym pamiętajmy, iż ropa naftowa odnotowała ostatnio największy tygodniowy spadek od 11 miesięcy w pogarszającej się sytuacji gospodarczej. W piątek słabe dane o zatrudnieniu w USA wzbudziły obawy w związku ze spadkiem popytu na ropę u największego konsumenta świata. Słabe dane z rynku pracy w USA zwiększyły prawdopodobieństwo jednak obniżki stóp procentowych o 25 pkt baz. przez Fed na wrześniowym posiedzeniu.
Niższe stopy procentowe generalnie zwiększają popyt na ropę, stymulując wzrost gospodarczy i czyniąc ropę tańszą dla posiadaczy walut innych niż dolar – dodaje Pietrzyca.