Nowy rok – nowa ekonomia

Nie od dziś wiadomo, że ekonomia nie jest nauką ścisłą. Trafne prognozowanie zmian w gospodarce często bardziej zależy od szczęścia niż od wiedzy

Publikacja: 25.01.2020 20:00

dr Mirosław Kachniewski, prezes zarządu? Stowarzyszenie Emitentów Giełdowych

dr Mirosław Kachniewski, prezes zarządu? Stowarzyszenie Emitentów Giełdowych

Foto: materiały prasowe

Konieczność opierania prognoz na założeniach co do przyszłych danych i co do reakcji uczestników rynku na te dane implikuje olbrzymi potencjał błędu. Dlatego nie będę się silił na prognozy, ale podzielę się moimi przemyśleniami co do nadchodzących trendów makroekonomicznych.

W ostatnich latach mogliśmy obserwować w Polsce stosunkowo liberalną politykę monetarną i ciekawy ekspansywno-restrykcyjny mix polityki fiskalnej. Rozpoczęty rok będzie prawdopodobnie okresem zbierania pierwszych poważnych owoców tej brawurowej strategii gospodarczej. Celem usystematyzowania warto podsumować, jakie zmiany zaszły i jakie teoretycznie powinny być ich skutki.

Zacznę od polityki fiskalnej – mieliśmy tu do czynienia z bardzo interesującym zabiegiem połączenia ekspansywności z restrykcyjnością. Z jednej strony pojawiły się transfery socjalne na nieznaną wcześniej skalę (500+, dodatkowe emerytury), z drugiej zaś – niezwykle ostre (w sensie restrykcyjności, bo w warstwie merytorycznej są one niezwykle nieostre) przepisy podatkowe i jeszcze ostrzejsze ich egzekwowanie. Uszczelnianie systemu fiskalnego w połączeniu z „delegowaniem" coraz większej części kosztów na samorządy czy na przedsiębiorców (poprzez podnoszenie płacy minimalnej i dopłaty do PPK) pozwoliło na sfinansowanie tych transferów socjalnych bez drastycznych konsekwencji dla budżetu państwa.

Brzmi to fantastycznie i chciałbym, aby ten karnawał trwał jak najdłużej, ale coraz wyraźniej widać konieczność postu. Pobudzanie wzrostu gospodarczego poprzez stymulowanie konsumpcji jest bardzo łatwe, ale ma swoje granice, do których chyba właśnie docieramy. Wrzucanie siana do ogniska jest bardzo spektakularne, ale nie daje stabilnego płomienia. Inwestycje wymagają stałej temperatury regulacyjnej i nadzorczej, a do tego potrzebny jest żar solidnych grubych polan, których od lat nikt nie dokładał. Jeśli prawo pisane jest na potrzeby rozwiązywania doraźnych problemów, pomijane są procedury konsultacji, głosowania odbywają się taśmowo, to z tego nie może powstać dobry produkt, rozumiany jako przewidywalne i stabilne otoczenie regulacyjne. Podobnie nie sprzyja inwestycjom agresywna ofensywa władz podatkowych, która – poza słusznym ograniczeniem szarej strefy – mocno nadwerężyła zaufanie uczciwych przedsiębiorców do państwa. Można zresztą postawić szerszą tezę – iż obniżeniu uległa jakość usług świadczonych przez państwo, zwłaszcza w obszarze prawa i sprawiedliwości.

Dorzucanie siana do ogniska będzie coraz trudniejsze, bo szykuje się długa i ciężka zima. Coraz więcej osób chciałoby się ogrzać, a siano zaczyna się kończyć. Ograniczanie środków unijnych, spowolnienie gospodarcze naszych najważniejszych partnerów gospodarczych, coraz częstsze kryzysy polityczne w skali globalnej i regionalnej – to tylko niektóre zjawiska, z którymi będziemy musieli się zmierzyć. A w kraju trzeba do tego dołożyć nieuniknione podwyżki cen prądu, i im bardziej chronione będą przed tym gospodarstwa domowe, tym więcej zapłaci za to gospodarka. Koszt produkcji prądu z węgla będzie coraz bardziej wzrastał i spółki energetyczne jakoś ten koszt muszą pokryć. Jeśli nie będą mogły podnieść cen dla obiorców detalicznych, to podniosą dla pozostałych. A to z kolei przeniesie się na ceny wszelkich dóbr i usług produkowanych w Polsce.

I tu przechodzimy do bardzo ciekawego zjawiska – jak to się dzieje, że pomimo wskazanych powyżej transferów, pomimo dosypywania siana do ognia wciąż jeszcze nie mamy pożaru inflacji? Wynika to przynajmniej z trzech czynników. Po pierwsze, ze stabilizującego oddziaływania importu – przy stabilnym poziomie kursu walutowego i stabilnym poziomie cen światowych również ceny krajowe muszą pozostać stabilne. Po drugie, z zachowania producentów, którzy przez pewien czas potrafią utrzymać stare ceny z obawy przed utratą klientów. Po trzecie natomiast, z przekonania, że inflacja jest niska, więc konsumenci nie są skłonni płacić więcej niż poprzednio.

A co będzie, jeśli choćby jeden z tych trzech czynników ulegnie zmianie? Deprecjacja złotego natychmiast przełoży się na wzrost cen. Podobnie w przypadku utraty cierpliwości producentów – w którymś momencie przekroczona zostanie bariera możliwości utrzymywania starych cen kosztem jakości, składu czy gramatury produktów. A jeszcze większe zagrożenie wynika z możliwej zmiany zachowań konsumentów – gdyby uznali, że skoro inflacja w okresie jesiennym jest na poziomie maksimum celu inflacyjnego, to oznacza, że wiosną ceny wylecą w kosmos, że tanio to już było, że trzeba się pozbywać pieniądza. Zwłaszcza wobec obietnic dalszego podnoszenia płacy minimalnej i obietnic kolejnych dodatkowych emerytur.

I tu przechodzimy do polityki monetarnej. Utrzymywanie niskich stóp procentowych też jest czynnikiem, który sprzyja konsumpcji, a zniechęca do inwestycji. Bo przecież już od dawna mamy do czynienia z ujemną realną stopą procentową. W tych warunkach nie opłaca się oszczędzać, natomiast bardzo opłaca się zadłużać, co generuje kolejne ryzyka, gdyż są to kredyty o zmiennym oprocentowaniu, czyli ewentualne podniesienie stóp procentowych powodować będzie podniesienie wysokości rat, niekiedy powyżej zdolności kredytowej. To z kolei może mieć wpływ na rynek nieruchomości, bo sytuacja, w której pozostały do spłacenia kredyt przekracza wartość mieszkania, na który został zaciągnięty, nie sprzyja skłonności do jego spłacania. A stąd już tylko krok do kryzysu nieruchomościowego – sytuacji niezwykle groźnej, tym groźniejszej, że nieznanej w powojennej historii gospodarczej Polski.

Przedstawione powyżej problemy i ryzyka nie są niczym nowym. Potencjalna reakcja gospodarki też znana jest ekonomistom od dawna. Tajemnicą natomiast pozostaje, kiedy ta reakcja nastąpi. Historia uczy, że uczestnicy rynku przez bardzo długi czas potrafią zachowywać się nieracjonalnie. Analizując kryzysy ex post, bardzo wyraźnie widać symptomy, które do nich doprowadziły, ale z jakiegoś powodu dla współczesnych kryzys zawsze przychodzi znienacka. Mam zatem nadzieję, że przedstawione powyżej czynniki nie zbudowały jeszcze masy krytycznej, że zanim kryzys przyjdzie, to się do niego przygotujemy, że tym razem nie zostaniemy zaskoczeni. Ale ta nadzieja nie musi się spełnić.

dr Mirosław Kachniewski, prezes zarządu Stowarzyszenie Emitentów Giełdowych

Inwestycje
Rok lepiej zacząć z obligacjami, a później na GPW
Inwestycje
Michał Krajczewski, BM BNP Paribas: Wyceny na GPW są atrakcyjne, ale to za mało. WIG20 wejdzie w trend boczny
Inwestycje
Konrad Ryczko, DM BOŚ: Można być umiarkowanym optymistą
Inwestycje
Inwestycje, których warto unikać przy podejmowaniu decyzji w 2025 r.
https://track.adform.net/adfserve/?bn=78448408;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Inwestycje
Dominika Nawrocka, edukatorka finansowa: Jak znaleźć finanse osobiste do inwestycji
Inwestycje
Marcin Materna, BM Banku Millennium: Hossa nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa