Ciech, pośredni właściciel ponad 45 proc. akcji Polskiego Towarzystwa Ubezpieczeń, od kilku miesięcy nie może się dogadać z pozostałymi akcjonariuszami spółki. Chciałby pozbyć się swoich akcji PTU, ale nie bardzo może to zrobić. Źaden rozsądnie myślący inwestor nie zdecyduje się na zakup pakietu, który w praktyce nic nie daje. Statut PTU mówi bowiem, że wszelkie uchwały zgromadzenia akcjonariuszy PTU są wiążące, jeśli uzyskają na WZA co najmniej 75 proc. głosów.

Ciech na wiele sposobów próbował już zmienić statut PTU. Najpierw, w ciągu bodaj pięciu miesięcy, odbyło się pięć nadzwyczajnych zgromadzeń. Niestety, przez feralny zapis w statucie nigdy nie udało się nawet wybrać przewodniczącego obrad.

Ciech zmienił więc taktykę. Najpierw rezygnację z członkostwa w radzie nadzorczej złożyły dwie osoby desygnowane przez spółkę. To miało spowodować paraliż decyzyjny w PTU, rada towarzystwa powinna bowiem liczyć 7-9 osób, a po rezygnacjach miała ich tylko sześć. Niestety, plan spalił na panewce, rada zebrała się bowiem w trybie nadzwyczajnym (według Ciechu nie miała do tego prawa) i uzupełniła skład. Ciech postanowił w końcu poprosić Komisję Nadzoru Finansowego o wprowadzenie zarządu komisarycznego w PTU.

Jest w Polsce towarzystwo, mające bardzo podobną nazwę do PTU. Tyle że tam konflikt jest międzynarodowy, w grę wchodzą większe pieniądze, a fajerwerki strzelają średnio raz w tygodniu. A w PTU? Cóż, budżet na spektakl mniejszy, a więc i zagrywki mało finezyjne i efektów specjalnych brak. Ot, przeciętny film klasy B.