Na razie polskich funduszy hedgingowych, które wykorzystywałyby dobre rozeznanie rynku kosztem zagranicznych graczy, nie widać.
Ale mamy już kilka funduszy absolutnej stopy zwrotu. Nasz rynek jest młody i trzeba czasu, aby zarządzający z funduszy zaczęli realizować autorskie projekty biznesowe. Poza tym kondycja rynku musi sprzyjać takim inicjatywom.
Problem w tym, że fundusze absolute return nie przynoszą dobrych wyników.
Podobnie zresztą jak ostatnio fundusze hedgingowe. Rynek w tej chwili nie jest łatwy...
Na rynku nowy, niższy poziom wycen zagości zapewne na dłużej. A to oznacza niższe przychody z prowizji maklerskich. Jesteście na to przygotowani?
Mamy ten komfort, że nasza grupa ma przychody nie tylko z usług brokerskich, ale również z doradztwa i TFI. Poza tym na przychody z obrotu papierami wartościowymi składa się także wynik z handlu obligacjami skarbowymi oraz prowizje z rynku węgierskiego, a docelowo także czeskiego.
Dzięki takiej dywersyfikacji jesteśmy przygotowani na wypadek spadku obrotów na GPW.
Bankowość inwestycyjna daje wam jednak tylko piątą część tego, co działalność maklerska. A posucha na rynku pierwotnym sprawić może, że będzie to jeszcze mniej.
15 proc. ogólnych przychodów to wynik z II kwartału, który jest zaniżony z uwagi na zaksięgowanie dopiero w lipcu trzech transakcji, w których doradzaliśmy wcześniej. Trzeba czasu, aby robić duże „deale".
W obecnej formule działamy na rynku od pięciu lat. Na początku robiliśmy mniejsze transakcje, w ubiegłym roku z uwagi na naszą pozycję rynkową dostaliśmy zaproszenia do pracy przy kilku transakcjach prywatyzacyjnych.
Należy pamiętać, że transakcje corporate finance rządzą się zupełnie innymi prawami niż usługi brokerskie. Pozycja w obrocie papierami wartościowymi jest weryfikowana każdego dnia, co miesiąc. A transakcje bankowości inwestycyjnej wymagają dłuższego przygotowania, pracy z innym harmonogramem. Osiągnięcie wysokiej pozycji na rynku usług bankowości inwestycyjnej wymaga track rekordu, a w związku z tym – czasu.
Każdy pies bernardyn był kiedyś szczeniakiem. Klienci potrzebują sprawdzonej marki i doświadczenia. To właśnie budujemy.
Jest pan dla wielu młodych adeptów sztuki maklerskiej wzorem do naśladowania. Ale czy w świetle tego, że na NYSE Euronext automaty tworzą już trzecią część obrotów, zawód maklera ma jeszcze rację bytu?
To prawda, że za coraz większą część egzekucji zleceń odpowiadają algorytmiczne systemy, odciążając tym samym maklera od technicznych zadań. Wydaje się, że ten zawód będzie ewoluował z klasycznego tradera szukającego drugiej strony rynku w kierunku salesmana, czyli pracownika, który doradza klientowi sposób przeprowadzenia transakcji i dzieli się swoimi przemyśleniami. W Londynie czy Nowym Jorku taki model funkcjonuje od wielu lat, a inwestorzy instytucjonalni cenią sobie ten kontakt. Nie sądzę zatem, by zawód maklera w przyszłości zniknął – będzie ewoluował w naturalny sposób, wraz z rozwojem rynku.
Jeżeli prześledzić na przykładzie obowiązków maklera w Polsce, jak ten zawód zmieniał się przez lata, zobaczymy, że z prostego mechanicznego wprowadzania zleceń i zapisywania flamastrem na tablicy kursów akcji, jak w latach 90., zmienialiśmy się w rzeczywistego partnera dla profesjonalnego klienta, tak samo, jak zmieniał się rynek.
Maklerzy Ipopemy Securities najbardziej chyba protestowali przeciwko wydłużeniu popołudniowych godzin sesji. Czy statystyki obrotów wskazujące, że ten rok jest lepszy niż poprzedni, przekonały pana do zmiany wprowadzonej przez GPW?
Dłuższe godziny handlu oznaczają tylko, że podobna liczba transakcji rozkłada się na dłuższy okres ich egzekucji, w związku z tym mamy teoretycznie mniejszą zmienność kursów – a im większa zmienność, tym większa płynność.
Naprawdę motorem obrotów nie jest czas trwania sesji, ale free float na rynku oraz panujący trend – godziny handlu nie mają na nie wpływu, poza wzrostem kosztów w biurach maklerskich.
Dziękuję za rozmowę.
Makler nr 1
Karierę maklera zaczynał w ABN Amro. W latach 2003–2006 odpowiadał za obsługę instytucji w Domu Maklerskim Banku Handlowego. W sierpniu 2006 r. przeszedł z zespołem (w jego skład wchodzili: Przemysław Egeman,?Arnold Teterycz i Piotr Konior) do raczkującej dopiero Ipopemy Securities. Najsłynniejszy na rynku transfer spowodował, że udział DM?BH?w obrotach akcjami spadł o prawie połowę, do 10 proc., natomiast Ipopema praktycznie od razu wystartowała z imponującym 6-proc. udziałem.
Założyciele Ipopemy (byli pracownicy DI?BRE)?zdają sobie sprawę, że czynnik ludzki ma w brokerce decydujące znaczenie. Dlatego Stanisław Waczkowski może liczyć na rekordowe w branży wynagrodzenie (zwykle przekracza ono 4 mln zł rocznie). Szef maklerów Ipopemy rozwija obecnie działalność brokerską także na Węgrzech i w Czechach.