Wojna handlowa ewoluuje szybko. Cła będą się zmieniać, negocjacje trwają, co najmniej 50 krajów podjęło już rozmowy, ale efektem dodatkowym jest niepewność. Na co się muszą dzisiaj przygotować eksporterzy z Polski do USA, jakie mogą przyjąć strategie, żeby sobie z tym chaosem poradzić?

Z Polski wysyłamy do USA towary, często nawet te produkowane w Azji. Te towary będą objęte dodatkowymi cłami. Część ceł była wprowadzana już w poprzednich latach, nie tylko w trakcie pierwszej prezydencji Trumpa, ale również w kolejnych latach, i teraz mamy oczywiście kolejną ich falę. Natomiast powiedziałbym, że największym zagrożeniem dla firm jest właśnie ten chaos i niepewność, która dotyczy nie tylko tego, co dalej zrobi administracja amerykańska. Pytanie również, co zrobi administracja chińska, co zrobi Komisja Europejska względem taryf Unii Europejskiej, czyli tych, które najbardziej nas mogą dotyczyć. Ta niepewność rzeczywiście prowadzi do bardzo zachowawczej postawy wśród decydentów w zarządach firm. Obawiam się, że to może mieć niszczący skutek dla firm, bo spowalnia decyzje, spowalnia inwestycje i pewne okazje, które są na rynku, momenty do działania, do inwestycji, mogą być bezpowrotnie utracone. Przed tym chciałbym przestrzegać, zachęcam, by nie bać się działania. To jest oczywiście obarczone ryzykiem, ale te ryzyka możemy mitygować, możemy się przygotować.

Właśnie o tym chciałam dzisiaj porozmawiać, nazwijmy te ryzyka, jakie pan dostrzega, jak można je zmniejszać? Chaos i niepewność pewnie jeszcze potrwają. Bardzo ciężko określić, jakie cła, czy te same, niższe, czy jeszcze wyższe, będą obowiązywały w kolejnych dniach, miesiącach. Czy jest to trwała zmiana trendu i będziemy globalnie odchodzić od globalizacji wolnego handlu? Zobaczymy. To nie jest tak naprawdę pierwszy krok w tzw. wojnie celnej. Ten powolny odwrót od wolnego handlu i przyrastanie ceł, a także pozacelnych barier taryfowych, które też są bardzo kosztowne dla biznesu, trwa już od ponad pięciu lat i to nie tylko w Stanach. To się trochę ciszej i mniej medialnie odbywa również w Unii Europejskiej. Aktualnie mamy coraz więcej regulacji publikowanych przez Komisję Europejską, które nakładają dodatkowe cła na import towarów do UE. Po prostu nie odbywa się w to tak medialny sposób, jednym wydarzeniem w ogrodzie różanym, tylko licznymi publikacjami Komisji Europejskiej. Czasami mamy jedno dodatkowe postępowanie wprowadzające cła antydampingowe dotyczące wybranej grupy towarowej publikowane codziennie przez Komisję Europejską, czyli zamiast jednego wydarzenia, trochę politycznego, trochę marketingowego, jest wiele aktów wprowadzanych w Unii Europejskiej. Zagrożeniem dla firm jest właśnie ta niepewność, trzeba się przygotować, żeby móc reagować we właściwy sposób i szybko.

PwC jest firmą doradczą, ma kontakt z biznesem, z dużymi graczami. Na pewno pierwsze pytania już się pojawiły, o co dziś pytają was firmy?

Polskie firmy mają świadomość tego, które obszary są najbardziej wrażliwe, jeżeli chodzi o cło. Dwa główne obszary są tutaj szczególnie istotne. Jednym jest klasyfikacja taryfowa, drugim – pochodzenie towarów. Poprawność przypisania klasyfikacji taryfowej, czyli kodu taryfy celnej do surowców i do produktów finalnych. I umiejętność policzenia pochodzenia towarów, a także zweryfikowania, czy mój partner handlowy prawidłowo deklaruje pochodzenie względem wysyłek do nas. Umiejętność zapanowania nad tymi dwoma obszarami i poprawność funkcjonowania są szalenie istotne.

Jakie strategie mogą przyjąć firmy, które obawiają się, że albo w ogóle nie sprzedadzą już swojego towaru w USA, albo sprzedadzą go w dużo mniejszej ilości? Rzeczywiście tak może być. To jest kwestia doradztwa biznesowego, na które rynki warto sprzedawać czy wejść. Bardzo zachęcam, żeby firmy poszukiwały rynków zbytu w różnych miejscach. Warto kierować się do krajów, z którymi mamy umowy handlowe. UE w ostatnich latach podpisała wiele umów o preferencyjnym handlu, gdzie możemy sprzedawać towary ze stawką 0 proc. cła i to wynika z umowy, nie może być zmienione dekretem jednej czy drugiej administracji. Stawka 0 proc. cła obowiązuje m.in. do Kanady, Japonii, do wspomnianych krajów basenu Morza Śródziemnego, do Korei Południowej. Możemy dostarczać nasze towary na te rynki i zachęcałbym, żeby właśnie to zrobić. Oczywiście nadal warto handlować ze Stanami Zjednoczonymi. To jest kwestia właśnie wyceny, atrakcyjności danego rynku, ceny i marży, jak chcemy handlować. Jakie były pana pierwsze refleksje po ogłoszeniu tej wojny celnej i teraz, kiedy już widać, jak ta sytuacja bardzo szybko eskaluje? Co mnie najbardziej martwi, to nawet nie wysokość tych stawek. Bo jeżeli cło będzie wynosiło 10 proc., 20 proc. czy 60 proc., to będzie kosztowne chyba tak naprawdę najbardziej dla odbiorcy, natomiast wierzę, że biznes jest w stanie się do tego dostosować. Problemem jest chaos i brak informacji, niepewność. Jak w tych warunkach funkcjonować, w których kierunkach się rozwijać? Obawiam się, że firmy mogą wstrzymywać pewne działania i inwestycje i nie rozwijać się wystarczająco dynamicznie, jak w świecie, do którego byliśmy przyzwyczajeni przez ostatnie lata. Musimy szybko zaakceptować fakt, że ten świat się zmienia, a dynamika być może będzie jeszcze większa. Co zrobią Chiny? Czy do podobnej rywalizacji bezpośredniej dojdzie pomiędzy Unią Europejską a Chinami? To jest bardzo ciekawe, jaka przyszłość nadejdzie. Natomiast zachęcałbym do tego, żeby nie obawiać się tej dynamiki, tylko nauczyć się z nią funkcjonować, bo to dotyczy wszystkich firm. I teraz kto wygra tę konkurencję? Czy polskie firmy, czy firmy z innych krajów Unii Europejskiej – Niemcy, Francja? Czy tę rywalizację o nowe rynki, o nowe rynki surowcowe, o nowe rynki zbytu wygrają kraje spoza Unii Europejskiej? Zachęcam szczególnie polskich eksporterów, żeby dynamicznie poszukiwać, zaczynając od tego, żeby uzbroić się w wiedzę o przepisach celnych, bo okazuje się, że nagle stały się superistotne.