Na pytanie, jak bitcoin zareagował na wojnę celną, można odpowiedzieć krótko, że nie najlepiej. W dniu inauguracji Trumpa bitcoin był po 102 tys. USD, ale już zapowiedź wojny celnej doprowadziła do korekty do 78 tys. USD. Teraz kryptowaluta odbiła w górę w okolice 84 tys. USD. Czy te reakcje podczas ogłaszania kolejnych etapów wojny celnej to zbieg okoliczności, czy jednak te wydarzenia są powiązane?
To nie wydaje się zbiegiem okoliczności, bo na wszystkie wydarzenia w ogrodzie Różanym, związane z taryfami celnymi, reagowała mocno Wall Street. Skoro reagował na to S&P 500, to musiał zareagować także bitcoin. Bitcoin reaguje na zmianę percepcji ryzyka wśród inwestorów, więc gdy to ryzyko się pojawia i ludzie zamykają pozycje na rynkach akcji, pojawia się panika, wyprzedaże i bitcoin musi na to zareagować. A w USA mamy teraz także ETF-y związane z bitcoinem. Zatem instytucje sprzedają kryptowalutę na różne sposoby, na giełdzie CMF w Chicago czy przez giełdę SPOT-ową (do tego dochodzi wiele funduszy typu trandtracking) i dokładają się do podaży. Gdy mieliśmy presję na sprzedaż wszystkich ryzykownych aktywów, zarówno akcji, jak i indeksów, to bitcoin spadł i zadał kłam teorii, że miał być bezpiecznym składnikiem aktywów podobnym do złota. Jednak złoto w tym czasie wyznaczało nowe rekordy, a bitcoin spadł nawet o 30 proc. od szczytów.
Spadek o 30 proc. to dużo?
To dużo jak na składnik aktywów wyceniany na ok 1,7 bln USD, ale na rynkach akcji możemy znaleźć szereg akcji, które poradziły sobie w tym czasie dużo gorzej. Możemy więc powiedzieć, że bitcoin zachował się dość podobnie do big techów, jego spadki są porównywalne do notowań spółek Alphabet, Meta czy Nvidia.
Rynek akcji zanotował bardzo trudny tydzień. Zaczęło się od krwawego poniedziałku, potem było „świętowanie” w środę w USA, a w czwartek w Europie. Jeśli giełdy tak ostro reagują bez żadnego namacalnego powodu, to dużą rolę grają nastroje inwestorów. Czy bitcoin też im podlega?
Na pewno tak, choć nie zgodzę się, że te spadki były pozbawione fundamentów, bo zapowiedzi wojny rzucone przez Trumpa 2 kwietnia w ogrodzie Różanym rzeczywiście wskazują na rewolucję w podejściu do światowego handlu. Jeśli ta polityka miałaby zostać utrzymana, to rzeczywiście byłaby to sytuacja dość tragiczna dla inwestorów globalnych, jak i dla światowego handlu. Znamy już bowiem skutki takich regulacji, ustawa Smoota–Hawleya z 1920 r. w Stanach Zjednoczonych objęła rekordowymi taryfami około 20 tysięcy towarów – i w efekcie pogłębiła depresję gospodarczą, a wolumeny handlu światowego spadły o 30 proc. w ciągu trzech lat. Jeśli mielibyśmy mieć powtórkę tego scenariusza, to nie jest to pozytywna rzecz dla rynków. Dlatego spadki były w mojej ocenie uzasadnione o tyle, że mamy dzisiaj akcje wysoko wyceniane, a przed spadkami mieliśmy wręcz, powiedzmy sobie szczerze, bańkę na amerykańskim rynku akcji. Wyceny były naprawdę na astronomicznych poziomach. Dlatego mamy tu, po pierwsze, ryzyko w postaci Trumpa, który wychodzi i wypowiada wojnę handlową całemu światu, a przede wszystkim Chinom, co rodzi również różne implikacje związane z Tajwanem i jest taką tykającą bombą zegarową. Dlatego inwestorzy postanowili masowo zrealizować zyski również związane z bitcoinem. A po drugie, warto wspomnieć, że już ostatnie tygodnie nie są dla bitcoina udane także w tym sensie, że Trump przestał o nim w ogóle mówić. Wcześniej temat bitcoina pojawiał się bardzo często, prezydent często o nim mówił przed wyborami, a ostatnie tygodnie przyniosły kurtynę milczenia i rynek ma też prawo wątpić w to, czy rzeczywiście Trump, który w tej chwili żyje tymi wojnami handlowymi, w jakikolwiek sposób skoncentruje się na tym, żeby bitcoina podczas tej kadencji wspierać.
Nawet jeśli Trump przestał o nim mówić, to zaczęli o nim mówić regulatorzy. Nowojorska prokuratur generalna Letitia James wezwała ustawodawców do uchwalenia przepisów, które stworzą federalne ramy regulacji dla kryptowalut. Wieści z Białego Domu sugerują, że taka ustawa może nawet być przyjęta przed sierpniem – twierdzi Reuters. Ustawodawcy mają zacząć wymagać od firm kryptograficznych rejestracji w USA w Federalnej Agencji Regulacyjnej. Co by to dało?
Oceniam, że to są niuanse, które dla inwestora detalicznego są nieistotne. Myślę, że będziemy obserwowali trend regulacji w USA i generalnie rynku kryptowalut. Trump to zapowiada i myślę, że to dowiezie. Ale to będą regulacje wymagające obecności w Stanach, że jeśli ktoś chce przyprowadzić firmy i korzystać z systemu, który jest przyjazny, to musi przyjść tutaj, kupić nasze papiery skarbowe, zarejestrować się w Stanach Zjednoczonych, tutaj płacić podatki. To zdecydowanie tak. Natomiast co do kwestii regulacyjnych, szczegółowych dotyczących notowań to nie są to istotne rzeczy dla inwestorów detalicznych.