W połowie maja przebudził się Szwajcarski Bank Centralny (SNB), który od siedmiu lat utrzymuje najniższe na świecie nominalne stopy procentowe (-0,75 proc.). O wypowiedź, dopuszczającą możliwość podniesienia oprocentowania, o ile inflacja będzie dalej przyspieszać, pokusił się prezes SNB T. Jordan. Stwierdził, że bank „jest gotowy działać, jeśli ryzyka inflacyjne zaczną się materializować". Rynek potraktował tę wypowiedź bardzo poważnie. Momentalnie dowartościował – tracącego od początku kwietnia – franka.
Reakcja, jak się wydaje, była adekwatna do tego, co swą wypowiedzią zamierzał osiągnąć Jordan. Jest on świadomy tego, że w małej, otwartej gospodarce importującej głównie surowce, a eksportującej dobra luksusowe, najprościej i najtaniej inflację trzymać w ryzach za pomocą mocnej waluty. Dał tą wypowiedzią do zrozumienia, że SNB chce od teraz widzieć mocniejszego franka i nie będzie oddziaływał w kierunku jego osłabiania. Jest to bez wątpienia ważna fundamentalna zmiana na rynku walutowym. Przez dekadę interwencyjnych zakupów dewiz SNB zgromadził blisko 0,5 bln rezerw walutowych.
Zachowanie stabilnego kursu franka w ujęciu realnym, do czego tradycyjnie dąży SNB, oznaczałoby w obecnych warunkach 4–6 proc. potencjał aprecjacji CHF względem EUR. Inflacja w Szwajcarii jest wciąż relatywnie niska, na poziomie 2,5 proc. w kwietniu 2022 r. przy 7,5 proc. w strefie euro. Od czasu wypowiedzi Jordana z 18 maja frank zachowuje się najlepiej z koszyka walut G10; jest jedną z najmocniejszych walut na świecie. W kilka dni odrobił połowę strat, które stały się jego udziałem od początku II kw. Aprecjację wspiera również globalny odwrót od ryzyka.
Myślę, że takie zachowanie franka i wypowiedzi prezesa SNB mogą być dla wielu nie lada szokiem. Z punktu widzenia interesów gospodarczych Szwajcarii postawa ta jest jednak jak najbardziej uzasadniona. Czyżby era walki o słabszą walutę u Helwetów dobiegła końca? Wszystko na to wskazuje, że – przynajmniej jeśli chodzi o najbliższe miesiące/kwartały – tak właśnie będzie. Wspomniana różnica w poziomie bieżącej inflacji CPI, przy chęci utrzymania stabilnej (o ile nie mocniejszej) waluty w ujęciu realnym wobec kluczowego partnera handlowego (strefy euro), daje potencjał spadku kursu EUR/CHF poniżej ceny parytetu 1:1!
Od czasu sławetnej decyzji SNB o zaprzestaniu obrony kursu EUR/CHF na poziomie 1,20 z 15 stycznia 2015 r., notowania nigdy nie wróciły powyżej tej bariery. Przez sześć–siedem lat rynek poruszał się w przedziale 1,05–1,20, a nieformalnym punktem obrony była dolna bariera owego przedziału wahań. SNB skutecznie bronił jej po wybuchu pandemii na początku 2020 r. W listopadzie 2021 r., gdy aprecjacyjna tendencja franka była od połowy roku bardzo silna (a jednocześnie dawało się już przewidzieć presję inflacji), gdy kurs dotarł do 1,05, SNB przestał interweniować. Stało się jasne, że nie jest to już dla banku żadna czerwona linia.