Nowy (nie)porządek

Ubiegłotygodniowe decyzje USA dotyczące nałożenia wysokich ceł na prawie wszystkie kraje świata komentowane są jako działania na progu obłędu. A co, jeśli jest to genialne zagranie, wpisujące się w logikę wcześniejszych posunięć, również uważanych za bardzo kontrowersyjne lub nawet szalone?

Publikacja: 09.04.2025 06:00

dr Mirosław Kachniewski prezes zarządu, Stowarzyszenie Emitentów Giełdowych

dr Mirosław Kachniewski prezes zarządu, Stowarzyszenie Emitentów Giełdowych

Foto: materiały prasowe

Diametralna zmiana kursu polityki amerykańskiej postrzegana jest jako coś z pogranicza herezji ekonomicznej, ale dla głębszej analizy warto sięgnąć kilkadziesiąt lat wstecz, co pozwoli lepiej zrozumieć, dlaczego znaleźliśmy się dziś w takiej sytuacji i skąd ta zmiana może wynikać. Otóż pod koniec II wojny światowej USA zaczęły realizować plan, dzięki któremu mogły zdominować gospodarkę światową. Potrzebne były do tego trzy elementy: pieniądze, wolny handel i względny pokój.

Pieniądze okazały się najmniejszym problemem. Już w 1944 r. ustanowiony został nowy system walutowy zapewniający USA hegemonię i możliwość praktycznie nieograniczonego drukowania dolarów. W teorii (dość naciąganej) miało być tak, że wszystkie waluty krajów rozwiniętych są wymienialne na dolara, a dolar jest wymienialny na złoto. W praktyce oczywiście ta wymienialność na złoto nie funkcjonowała, niemniej dolar stał się najważniejszą walutą światową, w której dokonywane były transakcje międzynarodowe. W związku z powyższym poszczególne kraje gromadziły swoje rezerwy dewizowe właśnie w dolarach, aby minimalizować ryzyko kursowe. W ten sposób pojawił się dodatkowy popyt na tę walutę, a władze USA skwapliwie na ten popyt odpowiedziały, od końca lat 50. drukując dolary w niewyobrażalnych wręcz ilościach.

Drugim elementem ułatwiającym amerykańską ekspansję był wolny handel. Powstało wiele organizacji międzynarodowych promujących swobodną wymianę dóbr i usług oraz przepływów kapitałowych. Dzięki odpowiedniemu zapleczu intelektualnemu oraz aparatowi wykonawczemu idee te mogły zafunkcjonować w praktyce. Znoszenie ceł i innych ograniczeń w obrocie międzynarodowym było w zasadzie jedynym dopuszczalnym kierunkiem myślenia i działania.

Trzecim wreszcie elementem była potrzeba zachowania względnego pokoju, zwłaszcza tam, gdzie wydobywano cenne surowce i na głównych szlakach handlowych. Dzięki w miarę sensownemu połączeniu działań armii amerykańskiej, NATO i soft power mogliśmy się cieszyć przez ostatnie 80 lat dość stabilną sytuacją geopolityczną.

Obecnie mamy do czynienia z demontażem światowego ładu gospodarczo-politycznego. Zaczęło się od rezygnacji USA z roli światowego policjanta, podważania najważniejszych fundamentów funkcjonowania NATO oraz wstrzymania działalności organizacji pomocy. A następnym krokiem było de facto wypowiedzenie wojny handlowej prawie całemu światu. I te działania postrzegane są jako nieracjonalne – być może niesłusznie.

Zastanówmy się bowiem na chłodno, w jakich okolicznościach Stanom Zjednoczonym opłaca się podtrzymywać globalizację. Tylko wtedy, kiedy w tę grę wygrywają. Natomiast jeśli na globalizacji zacząłby wygrywać ktoś inny, to dalsza gra nie miałaby sensu. A jeśli tym innym wygrywającym byłby ktoś duży i silny, kto mógłby zagrozić dominacji USA, to samo zaprzestanie gry mogłoby się okazać niewystarczające. W takich okolicznościach bardziej by się opłacało zakazać takiej gry i wesprzeć innych przegrywających, aby osłabić pretendenta do roli światowego hegemona.

W świetle powyższych założeń rozmontowanie transatlantyckiego ładu polityczno-ekonomicznego wygląda bardzo racjonalnie. USA w ostatnich miesiącach utrudniają lub nawet uniemożliwiają globalizację. Wzniecają niepokoje (np. poprzez propozycję „projektu deweloperskiego” w Palestynie), sugerują brak militarnego wsparcia dla sojuszników, wycofują się z finansowania projektów pomocy (USAID), które utrzymywały względny ład na dużej części globu. Do tego drastycznie podnoszą cła praktycznie z dnia na dzień, zwiększając bardzo istotnie ryzyko finansowe w obrocie międzynarodowym. I niezwykle łaskawie traktują Rosję, jako kraj, który może być sojusznikiem w osłabianiu Chin. Trudno odmówić sensu tego rodzaju manewrom.

Oczywiście nie popieram działań obecnej administracji USA. Nie wiem też, czy przedstawione powyżej przemyślenia są słuszne – być może doszukuję się głębi intelektualnej tam, gdzie jej nie ma. Być może jesteśmy świadkami serii nieprzemyślanych posunięć, które przypadkowo składają się w logiczny ciąg. Chciałem tylko wskazać, że pozornie szalone działania mogą być postrzegane jako bardzo racjonalne, jeśli spojrzy się na nie z innej perspektywy. Mamy głęboko zakorzenione przekonanie, że USA zależy na światowym pokoju i globalnym handlu. Ale być może lepszą drogą do uczynienia Ameryki wielką będzie porzucenie przez nią roli globalnego strażnika i powinniśmy być na to gotowi, zamiast liczyć na to, że mamy do czynienia jedynie z błędem ludzkim i że najpóźniej za cztery lata wrócimy na wcześniejszy kurs.

Niezależnie od motywów i sensu opisywanych powyżej działań wypłynęliśmy na całkowicie nieznane wody. Amerykańska administracja być może ma jakieś szkice map, ale na pewno takim szlakiem nikt jeszcze nie podążał. Nie wiemy, co się kryje za horyzontem. Być może doprowadzi nas to do wielkich odkryć, a może roztrzaskamy się na rafach. Na pewno warto doskonalić sztukę przetrwania w trudnych warunkach.

Felietony
Klucz do nowoczesnego rynku?
Materiał Partnera
Zasadność ekonomiczna i techniczna inwestycji samorządów w OZE
Felietony
Największym przegranym będą USA
Felietony
Twardy orzech do zgryzienia
Felietony
Czy układ z KNF to zawsze korzystne rozwiązanie dla nadzorowanego?
Felietony
Mity i rzeczywistość
Felietony
Giełda marzeń