Był słoneczny czwartkowy poranek 24 października 1929 r. Młody makler podążał do swojego biura. Po drodze do pracy spojrzał na swoje przybrudzone buty i postanowił zatrzymać się na chwilę, aby je wyczyścić u przydrożnego pucybuta. Ten nie wyglądał najlepiej, a więc dla maklera mógł być też gwarantem niskich kosztów usługi. Pucybut zagaił rozmowę: – Po stroju przyjmuję, że pracuje pan na Wall Street. Makler potwierdził skinieniem głowy, bo nie chciało mu się rozmawiać z tak niepozornie wyglądającym człowiekiem. Pucybut, uzyskując potwierdzenie, kontynuował: – A może pan doradzi, co warto teraz kupować? Od początku tego roku Dow Jones wzrósł o 30 proc., co prawda w ostatnim czasie nieznacznie spadł, ale to podobno chwilowa korekta. Mam w swoim portfelu akcje General Electric, ale zastanawiam się nad kupnem U.S. Steel. Co pan sądzi o tej spółce? Makler ze zdziwieniem spojrzał na pucybuta. Następnie wyjął z kieszeni dziesięciocentówkę rzucił do puszki i na odchodne powiedział do pucybuta: – Kupować czy sprzedawać, oto jest pytanie?
Rozmowa z pucybutem nurtowała młodego maklera i sam zadawał sobie pytanie: kupować czy sprzedawać? Może faktycznie warto kupować, bo ostatnie spadki Dow Jonesa to chwilowa korekta? Ale skoro akcje kupuje już pucybut, to kto te akcje odkupi od niego. Dalej już nikogo nie ma, kto miałby jakieś fundusze i byłby zainteresowany inwestowaniem. Ta druga konkluzja zwyciężyła. Makler siadł za biurko i zaczął przygotowywać się do wyprzedaży wszystkich swoich aktywów.
W tym dniu na Wall Street dochodzi do lawinowej wyprzedaży. W ciągu dnia obrócono 13 milionami akcji, choć wartość indeksu spadła zaledwie o 6 punktów do 300 punktów. To zapoczątkowało lawinę zniżek w kolejnych dniach: w poniedziałek Dow Jones stracił 13 proc, a we wtorek kolejne 12 proc. W sumie w ciągu niespełna tygodnia jego wartość zmniejszyła się o 70 punktów, a wydarzenia, które miały wówczas miejsce, określone są w historii rynków kapitałowych mianem czarnego czwartku.
Przytoczona historia sprzed 90 lat to jedna z legend Wall Street. Dziś trudno potwierdzić, czy to prawda. Na pewno jedną z kluczowych przesłanek ówczesnego kryzysu była rosnąca bańka spekulacyjna. Wzrost cen akcji skutkował wzrostem wartości aktywów inwestorów. Banki chętnie udzielały kredytów zabezpieczanych wartością portfeli, a inwestorzy za pozyskane pieniądze kupowali nowe akcje. W końcu okazało się, że liczba nowych inwestorów jest niewystarczająca, nie ma już chętnych, aby kupować, bo ostatnim był przysłowiowy pucybut.
Po 90 latach warto spojrzeć na te wydarzenia z innej perspektywy. Co działo się później na rynku. W kolejnych latach sytuacja na giełdzie amerykańskiej jeszcze się pogorszyła. Wartość indeksu Dow Jones spadała w kolejnych trzech latach, a jego minimum zostało ustalone w połowie 1932 r. na poziomie niespełna 50 punktów.