Regulacje unijne powstają z bardzo dużym wyprzedzeniem, tak aby umożliwić adresatom nowych przepisów jak najłagodniejsze warunki dostosowawcze. Najczęściej pomiędzy zaawansowanym merytorycznie projektem a rozpoczęciem obowiązywania mijają mniej więcej cztery lata. W przypadku regulacji dotyczących ochrony klimatu sprawy uległy jednak dramatycznemu przyspieszeniu. Z tym większą uwagą powinniśmy obserwować działania regulacyjne w tym obszarze, gdyż późniejsze wejście do gry to nie tylko mniej czasu na implementację, lecz także na tyle większe koszty, że mogą zachwiać konkurencyjnością niejednej spółki.
O konkurencyjności przedsiębiorstwa decyduje relacja jakości jego produktu do ceny. Musimy jednak wziąć pod uwagę, że pojawiły się nowe czynniki wpływające zarówno na jakość, jak i na cenę, które mogą całkowicie zmienić naszą wcześniejszą percepcję. Po stronie jakości w coraz większym stopniu brana będzie pod uwagę odpowiedzialność klimatyczna danego podmiotu i to w całym łańcuchu wartości. A ceny będą pod coraz większą presją kosztów związanych z nieodpowiedzialnością klimatyczną.
W bieżącym sezonie raportowania największe spółki giełdowe (na naszym rynku to około 150 podmiotów) zobowiązane są do przedstawienia bardzo szczegółowych danych dotyczących wpływu na klimat, w tym precyzyjnie policzonych emisji ekwiwalentu dwutlenku węgla obejmujących nie tylko emisje własne spółki (scope 1 – np. spalanie benzyny w samochodach), emisje związane z zakupem energii elektrycznej i cieplnej (scope 2 – np. spalanie węgla przez elektrownie), ale także emitowane na każdym etapie wydobywania surowców, produkcji, transportu, użytkowania produktu i zagospodarowania odpadów po nich (scope 3 – należy to rozumieć jako proces „ziemia-ziemia", tj. od wydobycia surowców, aż po recykling lub utylizację). Dotyczy to oczywiście nie tylko firm wytwarzających produkty materialne, lecz także handlowych i usługowych.
Musimy mieć pełną świadomość, że nie każda z zobowiązanych spółek będzie w stanie to od razu policzyć, gdyż zebranie danych od dostawców i odbiorców, a zwłaszcza od poddostawców i „nadodbiorców", jest bardzo żmudnym i trudnym procesem. Duże spółki dochodzą do etapu porządnego policzenia emisji pośrednich często przez kilka lat. Wiedząc to, powinniśmy się zastanowić, jakie mogą być tego konsekwencje dla samych emitentów i ich otoczenia gospodarczego. Przy czym konsekwencji tych spodziewam się nie tyle od nadzorcy, co samych uczestników rynku: inwestorów, pożyczkodawców oraz klientów.
Odpowiedzialne klimatycznie inwestowanie to już nie jest niszowe hobby grupy zapaleńców, ale poważny proces z wytyczonymi ramami proceduralnymi. Jeśli jakaś spółka jest zobowiązana do podania jakichś danych i ich nie publikuje, to z perspektywy inwestorów musi rodzić to określone wątpliwości. Bardzo trudno jest potem uzasadnić podjęcie takiej decyzji inwestycyjnej „w ciemno", bo w najbardziej optymistycznym scenariuszu mamy do czynienia z podmiotem, który nie przejmuje się wymogami prawa, a w bardziej pesymistycznym – że ujawnienie tych danych mogłoby źle wpłynąć na postrzeganie spółki przez inwestorów. A stąd już tylko krok do nieuprawnionego nieopublikowania informacji poufnej ze wszystkimi tego negatywnymi konsekwencjami dla spółki i jej akcjonariuszy.