Nadzwyczajne środki, znany efekt

Dodrukowane, jak się potocznie twierdzi, pieniądze były de facto elektronicznymi zapisami na rachunkach instytucji finansowych i nie miały wiele wspólnego z fizyczną produkcją monet i banknotów.

Publikacja: 12.12.2020 05:00

Damian Rosiński, makler papierów wartościowych, DM AFS

Damian Rosiński, makler papierów wartościowych, DM AFS

Foto: parkiet.com

Informacja o wysokiej skuteczności szczepionek przeciwko SARS-Cov-2 podbiła notowania ryzykownych aktywów, wzmacniając przekonanie o rychłym końcu największej od 100 lat pandemii. Choć większość gospodarek wychodzi z kryzysu osłabiona, ceny akcji firm na kluczowych giełdach biją historyczne rekordy. Pomijając rozważania, na ile słuszne są te wyceny, istotne jest, że takim zachowaniem rynek dyskontuje, jak sądzę, dawno nieobserwowane zjawisko globalnego odrodzenia inflacji. Z uporem maniaka piszę w ostatnim czasie na ten temat. Uważam bowiem, że ta kwestia zdominuje gospodarczą rzeczywistość I połowy nowej dekady.

W przeciwieństwie do poprzednich, nieodległych epizodów, gdy też mogło się wydawać, że ceny wkrótce zaczną rosnąć szybciej (po wprowadzeniu polityki ilościowego łagodzenia polityki pieniężnej QE przez Rezerwę Federalną po kryzysie finansowym), takie przypuszczenie ma obecnie dużo silniejsze podstawy. Wówczas błędne przekonania wynikały głównie z niezrozumienia mechanizmu, oparcia oczekiwań na bazie tradycyjnej wiedzy ekonomicznej z przeszłości i przecenienia znaczenia programu względem czynników fundamentalnie obniżających dynamikę cen.

Dziś z całym przekonaniem możemy powiedzieć, że do zmaterializowania się inflacji po wpompowaniu ogromnej ilości dodatkowych pieniędzy przez Fed (i inne banki centralne) po 2008 r. nie doszło, ponieważ zasiliły one głównie, uszczuplone w czasie kryzysu, rezerwy banków komercyjnych. QE spowodowały także wzrost wycen aktywów finansowych i cen akcji spółek na giełdach, ale nie przełożyły się istotnie na wzmożenie akcji kredytowej, czyli podaż pieniądza krążącego w gospodarce.

Dodrukowane, jak się potocznie twierdzi, pieniądze były de facto elektronicznymi zapisami na rachunkach instytucji finansowych i nie miały wiele wspólnego z fizyczną produkcją monet i banknotów. Środki te ani nie były nadmierne w stosunku do wzrostu PKB, ani nie wygenerowały znaczącego, dodatkowego popytu. Nie zostały bowiem skierowane na zwiększenie bazy monetarnej w ramach mechanizmu kreacji pieniądza i nie zdołały przezwyciężyć silnie dezinflacyjnych sił wynikających z globalizacji i demografii. I co chyba najważniejsze, łagodzenie ilościowe nie spowodowało zwiększenia szybkości obiegu pieniądza w gospodarce, co jest warunkiem sine qua non trwałego przyspieszenia inflacji.

Obecna sytuacja jest zupełnie inna. Programy QE po Covid-19 są znacznie większe niż poprzednie i prowadzone nie tylko przez banki centralne z najbogatszych państw, ale także tych mniej dojrzałych, jak np. Polska. Ponadto, nie są kierowane wyłącznie do instytucji finansowych, lecz również na wsparcie firm poprzez skup wyemitowanych przez nie obligacji (amerykański Primary & Secondary Corporate Credit Facility) lub na pożyczki dla małych i średnich firm (Main Street Business Lending Program), a nawet poprawę płynności samorządów (Municipal Liquidity Facility).

Ale nawet te, potężne co do skali i kontrowersyjne z punktu widzenia nadrzędnej funkcji przyświecającej działalności banków centralnych, narzędzia są drugorzędne, biorąc pod uwagę bieżące ryzyko dla inflacji. Te płynie głównie z „drugiej nogi", na której oparta została walka z ekonomicznymi skutkami pandemii. Do gry z całą mocą włączyły się teraz rządy. Programy pomocy ze strony polityki fiskalnej są nie mniej szczodre jak te prowadzone w ramach polityki pieniężnej, lecz co najistotniejsze, z założenia kierowane są do ogółu. W ten sposób jak najbardziej zwiększają podaż pieniądza oraz mogą zwiększyć prędkość jego obiegu w gospodarce.

W ramach tarcz i planów ratunkowych środki zostały w dużej mierze po prostu rozdane. Spłat nie będzie, bo nie są to pożyczki, lecz dotacje lub bezpośrednie transfery na rachunki potencjalnych nabywców dóbr i usług. Już sam ten fakt może, gdy pandemia ostatecznie minie, zachęcić wielu do szybkiego ich wydawania („łatwo przyszło..."). W ten sposób uruchomiony zostanie dodatkowy popyt oraz pojawi się impuls do zwiększonej szybkości obrotu pieniądza. I inflacji.

Kwoty, o których mowa są gigantyczne, dlatego nie ma obaw (przynajmniej w krótkim terminie) o możliwości przezwyciężenia wspomnianych wyżej, strukturalnych sił antyinflacyjnych. I to nawet, jeśli wiemy, że zostały one przez pandemię wzmożone – na polu demografii przez dodatkowy ubytek ludności, a na polu globalizacji wskutek utraty władzy przez ośrodki próbujące ją hamować.

Jednocześnie pandemia, emocje i tragedie z nią związane mogą – znów zapewne chwilowo, ale do uruchomienia procesu wzrostu inflacji to wystarczy – spowodować zmianę podejścia dużych grup ludzi do konsumpcji. Można się spodziewać raczej zwiększenia skłonności do korzystania z uroków ziemskiego życia po, z jednej strony, doświadczeniu jego kruchości w obliczu wirusa, a z drugiej, utwierdzeniu w przekonaniu, że w razie czego państwo znów pomoże i nie zostawi bez środków do życia.

Felietony
Groźne analogie
Felietony
Współpraca z Malezją w kontekście polskiej prezydencji w Radzie Unii
Felietony
Jak mogłaby wyglądać ciekawa kampania prezydencka?
Felietony
Można zrobić za drugim razem dobre pierwsze wrażenie
Felietony
Dekodowanie Omnibusa
Felietony
Tether – uznany stablecoin czy dolar cienia podziemnego świata finansowego?