Czekając na Fed i limit zadłużenia

Wiele razy w przeszłości po gorących dyskusjach limit był podwyższany, ale teraz sytuacja jest inna. Po kompromitacji USA w Afganistanie ocena prezydentury Joe Bidena zdecydowanie się pogorszyła.

Publikacja: 17.09.2021 05:00

Piotr Kuczyński, ekonomista

Piotr Kuczyński, ekonomista

Foto: Fotorzepa, Piotr Guzik

W sierpniu, kiedy nie było regularnego posiedzenia FOMC (Federalnego Komitetu Otwartego Rynku), uwaga inwestorów skupiła się na sympozjum Fedu w Jackson Hole. Okazało się, że na nowo rozbudziło ono (po krótkiej, dwudniowej korekcie w połowie sierpnia) oczekiwania na kontynuację hossy. Mogło to nieco dziwić, bo tak naprawdę Jerome Powell, szef Fedu, nie powiedział niczego nowego.

Potwierdził nawet zapowiedzi „jastrzębi", którzy chcą w tym roku rozpocząć redukcję zakupów aktywów (QE taper). Giełdowi gracze wybrali sobie kilka zdań z tego wystąpienia i na nich zbudowali zwyżki indeksów (nowe rekordy). Chodziło o te fragmenty wypowiedzi Powella, w których mówił, że pośpiech w zaostrzaniu polityki monetarnej byłby szkodliwy.

W Polsce liderem wzrostów był sektor bankowy – jego indeks wzrósł do poziomu z połowy 2019 r. Teoretycznie było to uzasadnione, bo wysoka inflacja (5,5 proc.) kazała podejrzewać, że RPP w końcu ulegnie i stopy podniesie. Poza tym w projekcie budżetu Ministerstwo Finansów zakłada, że w 2022 r. referencyjna stopa procentowa NBP wyniesie średnio 0,38 proc. (obecnie 0,1 proc.). Im wyższe stopy, tym wyższe zyski banków.

Pomagało też bankom to, że Sąd Najwyższy ponownie nie rozstrzygnął wątpliwości dotyczących kredytów hipotecznych opartych na franku szwajcarskim. Sędziowie postanowili zwrócić się do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej z trzema pytaniami prejudycjalnymi dotyczącymi problematyki powoływania sędziów w Polsce. Chodzi o to, że „starzy" sędziowie mają wątpliwości, czy „nowi" mają prawo orzekać. Na rozstrzygnięcie przyjdzie poczekać wiele miesięcy, więc nic dziwnego, że inwestujący w banki się ucieszyli.

Wysoka inflacja pomagała też złotemu, który na przełomie sierpnia i września bardzo się umocnił. Tę siłę złotego zaburzyła konferencja Adama Glapińskiego, prezesa NBP i szefa Rady Polityki Pieniężnej (RPP). Wcześniej decyzja Rady Polityki Pieniężnej o pozostawieniu stóp bez zmian nikogo nie zaskoczyła. Adam Glapiński w zasadzie powiedział, że podwyżki stóp szybko nie będzie. Stwierdził bowiem, że RPP będzie zacieśniać politykę pieniężną, jeśli inflacja będzie trwale wyższa od celu inflacyjnego NBP na skutek trwałej presji popytowej (z naciskiem na słowo „trwałe").

Dzięki sympozjum Fedu początek miesiąca był na rynkach akcji doskonały, ale potem pojawiły się schody. Indeksy zaczęły spadać, chociaż spadki o 2–3 proc. od szczytu wszech czasów (S&P 500 i Nasdaq) trudno uznać za dużą korektę. Wiadomo było, że zasada „kupuj spadki" w USA nie umarła, więc w połowie września widać już było, jak giełdy akcji czekają na zwrot na Wall Street i powrót do zwyżek indeksów.

Owszem, wrzesień statystycznie jest w USA najgorszym miesiącem dla akcji, ale wiadomo, jak to jest ze statystyką... Co prawda blisko 70 proc. ankietowanych przez Deutsche Bank analityków oczekuje spadków indeksów w USA do końca roku (o 5–15 proc.), a Morgan Stanley wraz z kilkoma innymi dużymi inwestorami (m.in. Citigroup, Credit Suisse, Deutsche Bank) obniżył rekomendację dla akcji amerykańskich do „niedoważaj", ale tak duża liczba „niedźwiedzi" każe traktować te dane kontrariańsko. Rzadko się zdarza, żeby tak duża przewaga jakiejś opcji okazała się dobrze prognozować zachowanie rynku. Jeśli wszyscy mówią, że indeksy będą spadały, to znaczy, że się do tego przygotowali i mają sporo gotówki na zakupy, i sami nie będą już stroną podaży.

We wrześniu odbędą się posiedzenie FOMC (21–22.09) oraz organizowane przez Fed publiczne wydarzenie, podczas którego dyskutowane są problemy popandemicznej gospodarki (24.09).

Należy oczekiwać przedstawienia przez Fed kalendarza redukcji zakupów aktywów (QE taper), co teoretycznie może nieco inwestorów wystraszyć, ale uważam, że nie będzie miało wielkiego wpływu, bo rynki są już na to przygotowane. Bardziej groźne jest to, że w Stanach Zjednoczonych rozpoczyna się dyskusja na temat podniesienia limitu zadłużenia USA ponad 28,5 bln dolarów (135 proc. PKB). Teoretycznie powinno to się stać do końca września, ale różnymi sztuczkami można przedłużyć finansowanie służb federalnych do końca października. Wiele razy w przeszłości, po gorących dyskusjach, ten limit był podwyższany, ale teraz sytuacja jest inna. Po kompromitacji USA w Afganistanie ocena prezydentury Joego Bidena zdecydowanie się pogorszyła (z plus 19 proc. netto w lutym zrobiło się minus 3 proc. we wrześniu), a prawdopodobieństwo tego, że za rok republikanie odbiją Izbę Reprezentantów wzrosło do 69 proc. Republikanie już twierdzą, że nie przyłożą ręki do uchwalenia pakietu demokratów (3,5 bln dolarów dla gospodarki) i do podniesienia limitu zadłużenia. Zakładam, że limit jednak wzrośnie, ale droga do tego może być dla rynków dość cierniowa.

Felietony
Groźne analogie
Felietony
Współpraca z Malezją w kontekście polskiej prezydencji w Radzie Unii
Felietony
Jak mogłaby wyglądać ciekawa kampania prezydencka?
Felietony
Można zrobić za drugim razem dobre pierwsze wrażenie
Felietony
Dekodowanie Omnibusa
Felietony
Tether – uznany stablecoin czy dolar cienia podziemnego świata finansowego?