Nawet ponad połowę określeń, które w 2020 r. podkreślały „zieloność”, przyjazność dla środowiska i ekocharakter sprzedawanych w krajach Unii produktów, było stosowanych bezpodstawnie – ocenia Komisja Europejska w projekcie nowych regulacji, do którego przed kilkoma dniami dotarł dziennik „Financial Times”. Założenia nowych przepisów uderzających w nasilające się zjawisko „zielonego mydlenia oczu” opisał też unijny portal Euractiv, twierdząc, że już w najbliższych tygodniach Komisja Europejska przedstawi projekt dyrektywy, która wzmocni pozycję konsumentów w procesie transformacji ekologicznej.
Unijni regulatorzy chcą w niej zobowiązać kraje członkowskie do bardziej skutecznej walki z praktyką fałszywych deklaracji środowiskowych, czyli greenwashingiem. Ma w tym pomóc nakładanie odstraszających kar na firmy, które to robią.
Odstraszające kary
„Konsumentom brakuje wiarygodnych informacji na temat środowiskowej przyjazności produktów, co naraża ich na praktyki greenwashingu i niewielkiej wiarygodności ekologicznych oznakowań” – tłumaczą autorzy projektu. A ten zakłada, że kraje członkowskie Unii będą musiały wprowadzić systemy weryfikacji, które – z pomocą niezależnych podmiotów – sprawdzą prawdziwość ekologicznych znaków.
Przestrzeganie tych przepisów ma zapewnić odpowiedni system kar – na tyle surowych, by skutecznie odstraszały od pseudoekologicznego marketingu, do którego skłaniają coraz bardziej „zielone” oczekiwania konsumentów. Jak przypomina Bartosz Kwiatkowski, dyrektor polskiego oddziału Fundacji Frank Bold, według najnowszego badania „Ziemianie atakują” 50 proc. Polek i Polaków uważa, że największymi zagrożeniami dla świata są zmiany klimatu i zanieczyszczenie środowiska. Dostrzegają to przedsiębiorstwa, które przedstawiają się i promują jako przyjazne środowisku i świadome klimatycznie, co jednak często łączy się pomijaniem istotnych informacji, wykorzystywaniem niewiedzy konsumentów czy nawet wprowadzaniem ich w błąd.
W dodatku firmy stosują takie praktyki nie tylko w reklamach, ale również w sprawozdaniach niefinansowych. – Dowiadujemy się z nich np. o akcji promowania wśród pracowników elektrowni węglowej dojazdów do pracy rowerami, ale już nie o negatywnym wpływie tego samego przedsiębiorstwa na dostęp do wody pitnej ludzi mieszkających w sąsiedztwie. Jesteśmy informowani o neutralności klimatycznej ubezpieczyli, tak jakby ich ślad węglowy był generowany jedynie w biurach i w czasie dojazdu pracowników do pracy, a nie przez wysokoemisyjne działalności, które ubezpieczają – wylicza Bartosz Kwiatkowski.