O 3,1 proc. spadł w poniedziałek na giełdzie w Warszawie indeks WIG Banki, oddając resztę zanotowanych od początku roku zysków. Przyczyną były obawy o rozlewanie się kryzysu związanego z upadkiem amerykańskiego banku SVB, które było widać także po największej od ponad roku przecenie banków europejskich. Jak wynika z raportów, które przeanalizowała agencja Bloomberg, ryzyko dla sektora na Starym Kontynencie jest ograniczone, choć przykładowo specjaliści JPMorgana oceniają, że dużo bardziej krytycznie będą mu się przyglądali zarówno inwestorzy, jak i regulatorzy.
„SVB nie jest dla europejskich banków kanarkiem w kopalni, bo jego model biznesowy był nietypowy. Nie jest jednak też burzą w szklance wody, bo ta sytuacja rzuca światło na niezrealizowane straty na obligacyjnych portfelach banków” – oceniają w nocie do klientów analitycy banku Jefferies.
Czytaj więcej
Upadek amerykańskiego banku SVB ma silny kontekst polityczny. Być może by do niego w ogóle nie doszło, gdyby nie kampania deregulacyjna administracji Donalda Trumpa.
Banki europejskie bardzo się różnią od SVB
W ostatnich miesiącach europejskie banki zyskiwały na wyższych stopach procentowych, bo przekładały się one na wyższe przychody z tradycyjnej bankowości. Jak jednak zauważa Bloomberg, przypadek SVB przypomniał inwestorom, że drugą stroną tego medalu jest fakt, że instytucje mierzą się ze stratami na portfelach obligacji nabytymi w czasach, gdy stopy były niższe.
Zdaniem analityków Deutsche Banku oraz Citigroup europejskich banków nie można porównywać z SVB, bo mają bardziej zróżnicowane i płynne źródła finansowania, są w stanie zdobyć i utrzymać depozyty, a wreszcie dysponują solidniejszymi rezerwami kapitałowymi. Specjaliści Citigroup wręcz stwierdzili, że nie znają żadnego europejskiego banku, który polegałby na depozytach od tak wąskiej grupy wielkich podmiotów. Dodatkowo europejskie instytucje są zobowiązane do utrzymywania większych zasobów płynnych aktywów (w USA surowsze zasady dotyczą tylko największych banków).