Kilka miesięcy później Alan Greenspan, najdłużej urzędujący przewodniczący w historii Fedu, miał zwolnić to stanowisko. Konferencja była więc utrzymana w tonie pożegnalnym. Ku oburzeniu uczestników, nastrój zrujnował Raghuram Rajan. Uznany, lecz młody wciąż ekonomista (miał wówczas 41 lat) miał czelność sugerować, że na oczach Maestro – jak określano cieszącego się ogromnym autorytetem Greenspana – sektor finansowy stał się niezwykle niestabilny, choć na pierwszy rzut oka dzięki upowszechnieniu sekurytyzacji wydawał się bezpieczniejszy niż kiedykolwiek wcześniej. Wskazywał m.in., że banki odsprzedawały kredyty hipoteczne pod postacią zabezpieczonych nimi obligacji, ale dużą część tych papierów zostawiały sobie. W razie wzrostu odsetka niespłacanych terminowo kredytów, mogłyby popaść w tarapaty. Straciłyby do siebie nawzajem zaufanie, wskutek czego wysechłby rynek międzybankowy, a to stałoby się zapalnikiem kryzysu finansowego.
Lawrence Summers, były amerykański sekretarz skarbu i późniejszy główny doradca ekonomiczny prezydenta Baracka Obamy, uznał wywód Rajana za z gruntu fałszywy. Krytyka była tak ostra, że wywodzący się z Indii ekonomista poczuł się – jak dziś wspomina – „jak pierwsi chrześcijanie rzucani lwom na pożarcie". Wtedy nie chciano go słuchać, dziś zaś jest na to za późno, bo jego przestrogi okazały się niestety prorocze. Ale jego „Linie uskoku" z 2010 r., od niedawna dostępne w polskim przekładzie, i tak warto przeczytać, bo to najbardziej wnikliwa analiza przyczyn kryzysu, jaka się dotąd ukazała. Zresztą, kryzys jest dla autora tylko pretekstem do wyjaśnienia, jak działają współczesna gospodarka i sektor finansowy.
Dziecko poprzednich kryzysów
Rajan widzi gospodarkę z lotu ptaka, w bardzo szerokim planie. Nie poprzestaje na oskarżaniu banków i ich nadużyć, choć takiej perspektywy można by się spodziewać po wykładowcy finansów. Ten wątek też jest w „Liniach uskoku" obecny, ale nie sprowadza się do spostrzeżenia, że bankierzy z natury rzeczy są chciwi. – Chciwość lub mówiąc bardziej prozaicznie, dbałość o własny interes (...) to stała, nie może więc wyjaśniać boomów i krachów – tłumaczy. I apeluje, aby nie poddać się pokusie obarczania odpowiedzialnością za kryzys wyłącznie sektora finansowego tylko dlatego, że znalazł się on w centrum zawirowań. Finansiści nie byli oczywiście niewinnymi ofiarami, ale ich postępowanie było w dużej mierze racjonalną reakcją na system otaczających ich bodźców: przestrzegali świateł drogowych, które zostały źle rozstawione. – Prawdziwe źródła kryzysu są znacznie bardziej rozprzestrzenione, ale też lepiej ukryte – wskazuje autor.
Dlatego, wbrew łatce „antyrynkowego luddysty", jaką przyczepiono mu po wspomnianym sympozjum w Jackson Hole, Rajan nie uważa regulacji sektora finansowego za cudowny proszek, którym można zasypać tytułowe linie uskoku, czyli źródła kryzysu. Przeciwnie, w ostatnich latach starał się przekonać decydentów, żeby nie rozpętali takiej regulacyjnej burzy, jak po Wielkiej Depresji z lat 30. XX w. W reakcjach władz na poprzednie gospodarcze zawirowania, a często samo zagrożenie nimi, indyjski ekonomista upatruje bowiem przyczyn ostatniego wstrząsu. – Ten kryzys to, po części, dziecko poprzednich kryzysów – pisze, tłumacząc, że istniejącego w każdej dojrzałej gospodarce systemu bezpieczników, który utrzymuje stabilność gospodarki, nie da się wyłączyć bez udziału sił politycznych.
Mapa uskoków
Poszukiwanie jednej, pierwotnej przyczyny kryzysu jest z góry skazane na porażkę, bo „linie uskoku" przecinają się w wielu miejscach, tworząc skomplikowany układ. Żadna z osobna nie mogłaby doprowadzić do poważnego wstrząsu, dopiero łącznie spowodowały finansowe tsunami. Rajan wędrówkę po tym układzie rozpoczyna jednak od nierówności społecznych, jakie narastają w USA od kilku dekad.