Ukryte źródła kryzysu ciągle biją

Elitarne sympozjum ekonomiczne w górskim kurorcie Jackson Hole, organizowane każdego sierpnia przez jeden z oddziałów Rezerwy Federalnej, w 2005 r. miało szczególnie podniosły charakter

Aktualizacja: 14.02.2017 17:35 Publikacja: 31.10.2012 09:00

Grzegorz Siemionczyk

Grzegorz Siemionczyk

Foto: GG Parkiet

Kilka miesięcy później Alan Greenspan, najdłużej urzędujący przewodniczący w historii Fedu, miał zwolnić to stanowisko. Konferencja była więc utrzymana w tonie pożegnalnym. Ku oburzeniu uczestników, nastrój zrujnował Raghuram Rajan. Uznany, lecz młody wciąż ekonomista (miał wówczas 41 lat) miał czelność sugerować, że na oczach Maestro – jak określano cieszącego się ogromnym autorytetem Greenspana – sektor finansowy stał się niezwykle niestabilny, choć na pierwszy rzut oka dzięki upowszechnieniu sekurytyzacji wydawał się bezpieczniejszy niż kiedykolwiek wcześniej. Wskazywał m.in., że banki odsprzedawały kredyty hipoteczne pod postacią zabezpieczonych nimi obligacji, ale dużą część tych papierów zostawiały sobie. W razie wzrostu odsetka niespłacanych terminowo kredytów, mogłyby popaść w tarapaty. Straciłyby do siebie nawzajem zaufanie, wskutek czego wysechłby rynek międzybankowy, a to stałoby się zapalnikiem kryzysu finansowego.

Lawrence Summers, były amerykański sekretarz skarbu i późniejszy główny doradca ekonomiczny prezydenta Baracka Obamy, uznał wywód Rajana za z gruntu fałszywy. Krytyka była tak ostra, że wywodzący się z Indii ekonomista poczuł się – jak dziś wspomina – „jak pierwsi chrześcijanie rzucani lwom na pożarcie". Wtedy nie chciano go słuchać, dziś zaś jest na to za późno, bo jego przestrogi okazały się niestety prorocze. Ale jego „Linie uskoku" z 2010 r., od niedawna dostępne w polskim przekładzie, i tak warto przeczytać, bo to najbardziej wnikliwa analiza przyczyn kryzysu, jaka się dotąd ukazała. Zresztą, kryzys jest dla autora tylko pretekstem do wyjaśnienia, jak działają współczesna gospodarka i sektor finansowy.

Dziecko poprzednich kryzysów

Rajan widzi gospodarkę z lotu ptaka, w bardzo szerokim planie. Nie poprzestaje na oskarżaniu banków i ich nadużyć, choć takiej perspektywy można by się spodziewać po wykładowcy finansów. Ten wątek też jest w „Liniach uskoku" obecny, ale nie sprowadza się do spostrzeżenia, że bankierzy z natury rzeczy są chciwi. – Chciwość lub mówiąc bardziej prozaicznie, dbałość o własny interes (...) to stała, nie może więc wyjaśniać boomów i krachów – tłumaczy. I apeluje, aby nie poddać się pokusie obarczania odpowiedzialnością za kryzys wyłącznie sektora finansowego tylko dlatego, że znalazł się on w centrum zawirowań. Finansiści nie byli oczywiście niewinnymi ofiarami, ale ich postępowanie było w dużej mierze racjonalną reakcją na system otaczających ich bodźców: przestrzegali świateł drogowych, które zostały źle rozstawione. – Prawdziwe źródła kryzysu są znacznie bardziej rozprzestrzenione, ale też lepiej ukryte – wskazuje autor.

Dlatego, wbrew łatce „antyrynkowego luddysty", jaką przyczepiono mu po wspomnianym sympozjum w Jackson Hole, Rajan nie uważa regulacji sektora finansowego za cudowny proszek, którym można zasypać tytułowe linie uskoku, czyli źródła kryzysu. Przeciwnie, w ostatnich latach starał się przekonać decydentów, żeby nie rozpętali takiej regulacyjnej burzy, jak po Wielkiej Depresji z lat 30. XX w. W reakcjach władz na poprzednie gospodarcze zawirowania, a często samo zagrożenie nimi, indyjski ekonomista upatruje bowiem przyczyn ostatniego wstrząsu. – Ten kryzys to, po części, dziecko poprzednich kryzysów – pisze, tłumacząc, że istniejącego w każdej dojrzałej gospodarce systemu bezpieczników, który utrzymuje stabilność gospodarki, nie da się wyłączyć bez udziału sił politycznych.

Mapa uskoków

Poszukiwanie jednej, pierwotnej przyczyny kryzysu jest z góry skazane na porażkę, bo „linie uskoku" przecinają się w wielu miejscach, tworząc skomplikowany układ. Żadna z osobna nie mogłaby doprowadzić do poważnego wstrząsu, dopiero łącznie spowodowały finansowe tsunami. Rajan wędrówkę po tym układzie rozpoczyna jednak od nierówności społecznych, jakie narastają w USA od kilku dekad.

Najczęściej źródeł tego zjawiska ekonomiści upatrują w globalizacji, która utrzymuje w ryzach płace niewykwalifikowanych pracowników, oraz postępie technologicznym, który winduje „premię" za umiejętności. Ale zdaniem ekonomisty Uniwersytetu Chicagowskiego, te siły można było okiełznać, reformując amerykański system edukacyjny. Ale to zajęłoby lata, podczas gdy politycy, niewykraczający myślami poza horyzont swoich kadencji, potrzebowali szybkich remediów na społeczne niezadowolenie. Redystrybucja, która byłaby oczywistym rozwiązaniem w każdym innym kraju, w USA nie wchodziła w grę z powodu podziałów w Kongresie. Ostatecznie jednak tym, co ludzi frustrowało, nie były wcale różnice w dochodach, ale w poziomie życia, czyli w wydatkach konsumpcyjnych. A na to politycy mieli prosty lek: zwiększenie dostępności kredytu dla niezamożnych Amerykanów. Padło na kredyty hipoteczne, bo nad ich podażą rząd – poprzez rozmaite agencje w rodzaju Freddie Mac i Fannie Mae – miał największą kontrolę. O tym, jaką rolę Waszyngton odegrał w pompowaniu tej kredytowej bańki, najlepiej świadczą liczby: w 2008 r. publiczne lub na poły publiczne agencje były w posiadaniu 60 proc. wszystkich kredytów o podwyższonym ryzyku, na ogół skupowanych od banków komercyjnych. Te ostatnie nie mogły zaś pozostać ślepe na nieograniczony popyt na kredyty „subprime" i zabezpieczone nimi obligacje. Pojęcie ryzyka nie istniało, bo Rezerwa Federalna wystawiła bankom polisę ubezpieczeniową w postaci zapewnienia, że ugasi każdy kryzys finansowy.

Skokowy wzrost podaży kredytu, i w efekcie cen nieruchomości, nie byłby jednak możliwy, gdyby w luźnej polityce kredytowej rządu nie wsparła luźna polityka pieniężna. Była ona reakcją Fedu na recesje z lat 1990–1991 i 2001 r., po których zatrudnienie rosło znacznie wolniej niż po poprzednich załamaniach koniunktury. Fed, zobowiązany do dbania o wysoki poziom zatrudnienia, agresywniej stymulował więc gospodarkę, zwłaszcza że nie powodowało to wzrostu inflacji, która normalnie położyłaby kres takiej polityce. Inflację w ryzach trzymał zaś import tanich produktów z Azji. Ten sam, który przedłużał rekonwalescencję amerykańskiej gospodarki po ostatnich recesjach, nie pozwalając jej podźwignąć się na drodze eksportu.

Dawniej wschodzące azjatyckie gospodarki były raczej rynkiem zbytu dla produkowanych na Zachodzie dóbr, zwłaszcza inwestycyjnych, kupowanych na dodatek za pieniądze pożyczone od zachodnich banków. Zmienił to jednak kryzys z końca lat 90., który podważył zaufanie tych państw do zachodniego kapitału. Aby uniknąć w przyszłości upokarzających kuracji doktorów z MFW, kraje te postanowiły pójść drogą sprawdzoną wcześniej przez Niemcy i Japonię. Postawiły na eksport i zbudowały ogromne rezerwy walutowe, które lokowały w USA, stając się kolejną siłą podsycającą tam kredytową bańkę.

Diabeł tkwi w szczegółach

Ten zarys „linii uskoku" Rajan uzupełnia o liczne detale, i to właśnie one są najmocniejszą stroną jego książki. Tłumaczy np., jak to dawniej praca w sektorze finansowym była uważana za mało atrakcyjną i nie przyciągała zdolnych absolwentów. Z czasem, wraz z matematyzacją, stała się jednak bardziej pasjonująca i popłatna. Zaczęła przyciągać najinteligentniejszych młodych ludzi (opracowujących coraz to trudniejsze do wyceny instrumenty), ale ich przełożonymi byli jednak finansiści z czasów, gdy był to zawód dla „słabszych uczniów". Naświetlając dziesiątki takich niuansów, Rajan daje do zrozumienia, jak złożone były łańcuchy przyczynowo-skutkowe, które zakończyły się kryzysem.

W pewnym sensie jest to pocieszający wniosek. Skoro kryzys był wypadkową tak wielu sił, ich współwystąpienie było mało prawdopodobne. Być może udałoby się go uniknąć, gdyby tylko w USA wyższe były zasiłki dla bezrobotnych, zdejmując z Fedu presję na pobudzanie zatrudnienia. Dlatego Rajan kilkakrotnie powtarza, że to nie był kryzys jak każdy inny, jak twierdzi np. Nouriel Roubini. To niestety nie oznacza, że powtórki nie będzie. Ujawnione przez indyjskiego ekonomistę „linie uskoku" nie zostały w większości zasypane. Programy stymulacyjne, prowadzone przez rządy i banki centralne, w większości zmierzają do przywrócenia status quo, w ramach którego Azjaci i Niemcy eksportują, reszta świata zaś importuje za pożyczone od nich pieniądze. Z rekomendacji indyjskiego ekonomisty najbliższa realizacji jest zmiana kultury wynagrodzeń w sektorze finansowym, aby nie promowała podejmowania nadmiernego ryzyka. Ale wiele innych jego dobrych pomysłów – np. rezygnacja z publicznych ubezpieczeń depozytów, które utrzymują przy życiu słabe instytucje finansowe, nie przynosząc żadnych korzyści ich klientom – jest skazanych na zapomnienie.

[email protected]

Raghuram Rajan: ekonomista, z którym lepiej się zgadzać

Według serwisu naukowego RePeC, Raghuram Rajan jest 34. najczęściej cytowanym ekonomistą na świecie (na 33,5 tys. ujętych w rankingu). Dla porównania – ubiegłoroczni zdobywcy ekonomicznego Nobla Christopher Sims i Thomas Sargent są na miejscach 58. i 76. Jeden z najbardziej medialnych ekonomistów, Paul Krugman, jest 23.

Urodzony w Bhopalu w Indiach, jako syn dyplomaty dzieciństwo spędził w Indonezji, Belgii i na Sri Lance. Do Indii wrócił na studia w Indyjskim Instytucie Technologicznym i Indyjskim Instytucie Zarządzania Ahmedabad. W 1991 r. zdobył doktorat z zarządzania na prestiżowej uczelni MIT, aby później związać się z Uniwersytetem Chicagowskim. W 2003 r. otrzymał inauguracyjną nagrodę im. Fishera Blacka, przyznawaną ekonomistom poniżej 40. roku życia za wkład w teorię finansów. W tym samym roku został najmłodszym w historii głównym ekonomistą Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Pełnił tę funkcję do końca 2006 r. W tym czasie doszedł do wniosku, że pomoc zagraniczna jest dla państw rozwijających się przekleństwem, a nie zbawieniem. W ustach głównego ekonomisty instytucji, której zadaniem jest wspieranie państw borykających się z problemami, pogląd ten budził spore kontrowersje. Był za to krytykowany równie mocno, jak za swoje wystąpienie na sympozjum w Jackson Hole w 2005 r., w którym przewidział kryzys finansowy. Ale już w 2008 r. na tej samej konferencji był hołubiony. Gubernator Banku Finlandii Erkki Liikanen powiedział nawet, że nie śmie się z nim nie zgadzać. Rajan ma też posłuch w swojej ojczyźnie. Niedawno został głównym doradcą ekonomicznym tamtejszego rządu.

„Linie uskoku. Ukryte rysy, które wciąż zagrażają światowej gospodarce" („Fault Lines. How Hidden Fractures Still Threaten the World Economy"). Raghuram G. Rajan

przełożyli: Tomasz Krzyżanowski, Jacek Lang Kurhaus Pubblishing, Warszawa 2012

Analizy rynkowe
Spółki biotechnologiczne cztery lata po pandemii
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Analizy rynkowe
Na giełdzie w Warszawie nie widać końca korekty
Analizy rynkowe
Spółki z WIG20 w odwrocie. Kiedy znów wrócą do łask?
Analizy rynkowe
Krajowe akcje u progu bessy. Strach o zaostrzenie wojny na Wschodzie
Materiał Promocyjny
Samodzielne prowadzenie księgowości z Małą Księgowością
Analizy rynkowe
Trump 2.0, czyli nie graj przeciwko Ameryce
Analizy rynkowe
W 2024 r. spółki mają pod górkę. Które osiągną cele?