Nawet o 30 proc., do 9,3 zł, taniały w środę papiery Erbudu w reakcji na wstępne wyniki za I półrocze, zakładające znaczące straty. Branża budowlana nie od dziś przeżywa kłopoty, ale dotychczas spółki z przewagą zleceń w sektorze budownictwa ogólnego od prywatnych zamawiających radziły sobie lepiej niż te, które realizowały kontrakty infrastrukturalne. Losy Erbudu wskazują, że mocno pod górkę mają wszyscy. Na koniec marca udział zleceń od publicznych zamawiających wynosił w portfelu Erbudu 13 proc., gros przychodów firma osiąga w segmencie kubaturowym – jest m.in. jednym z wykonawców wysoko ocenianych przez deweloperów mieszkaniowych.
Znacznie gorzej
Erbud przyznał, że musi przeszacować marże na kontraktach krajowych i zagranicznych, zawieranych głównie w latach 2015–2016 – czyli przed dynamiczną zwyżką cen obserwowaną w 2017 r. Na wyniki niekorzystnie wpłynie też ostateczne rozliczenie kilku umów, do tego dojdzie rezerwa na ewentualne straty, które mogą zostać spowodowane niewypłacalnością jednego ze zleceniodawców.
Erbud oczekuje, że zysk brutto ze sprzedaży skurczy się rok do roku o 83 proc., do zaledwie 10 mln zł. Grupa spodziewa się 30 mln zł straty netto wobec 7 mln zł na plusie rok wcześniej.
Kontrakty z jakich obszarów budownictwa spowodowały straty? – Przed publikacją sprawozdania za I półrocze, czyli 5 września, spółka nie udziela żadnych dodatkowych informacji – ucina Kazimierz Roztocki odpowiedzialny za relacje Erbudu z mediami.
Już w I kwartale marża brutto ze sprzedaży w Erbudzie skurczyła się rok do roku z 7,2 do 5,7 proc. – Na wyniki firm budowlanych należy patrzeć z perspektywy szerszej niż jeden kwartał. Biorąc pod uwagę portfel zamówień, w całym 2018 r. spodziewamy się raczej poprawy rentowności względem 2017 r. (7,3 proc. – red.) – mówił jeszcze w maju prezes Erbudu Dariusz Grzeszczak. – Boom inwestycyjny w całej Europie trwa i trudno powiedzieć, czy obserwowany w zeszłym roku wzrost kosztów wykonawstwa będzie kontynuowany – zastrzegał jednak.