O ile nad ranem za baryłkę surowca Brent płacono poniżej 100 USD, to po południu cena przekraczała już 105 USD. Ropa WTI zdrożała w tym czasie z 94,5 USD do 98,5 USD. Przyczynili się do tego Saudyjczycy. Inwestorzy liczyli na to, że prezydent USA Joe Biden podczas wizyty w Rijadzie przekona ich do zwiększenia wydobycia. Książę Faisal, saudyjski minister spraw zagranicznych, zaprzeczył jednak, by podczas rozmów z Bidenem mówiono o ropie. Stwierdził natomiast, że decyzje dotyczące wydobycia będą nadal wspólnie podejmowane przez kartel OPEC+, w oparciu o dogłębną ocenę sytuacji na rynku. Ponieważ kraje tego kartelu nie palą się do silnego zwiększenia produkcji ropy, inwestorzy uznali, że sytuacja podażowa nadal będzie napięta.

W poniedziałek drożały również metale przemysłowe i szlachetne. Nikiel zyskiwał prawie 4 proc., a aluminium drożało o ponad 2 proc. Za 1 tonę miedzi płacono późnym popołudniem w Londynie 7370 USD, o 2,7 proc. więcej niż w piątkowym dołku. To może być odreagowanie związane z chwilowym osłabieniem dolara i nadziejami na wsparcie dla chińskich deweloperów, a nie jakaś zasadnicza zmiana na rynku. Od szczytu z marca miedź straciła 32 proc.

Za uncję złota płacono natomiast w poniedziałek po południu 1720 USD, o 0,7 proc. więcej niż w piątek. Od szczytu z marca kruszec stracił jednak ponad 15 proc. Silny dolar wyraźnie mu nie służył.