Na pierwszy rzut oka w polskiej gospodarce realizuje się scenariusz tzw. niepokalanej dezinflacji. Hamowaniu wzrostu cen nie towarzyszą namacalne negatywne zjawiska w gospodarce realnej. Wzrost PKB przyspiesza, a stopa bezrobocia maleje. Ekonomiści mają jednak wątpliwości, czy ta nietypowa sytuacja może się utrzymać na dłuższą metę. W ich prognozach widać obawy, że ożywienie w gospodarce prędzej czy później przerwie proces dezinflacji.
Pomocna konkurencja
W I kwartale br. inflacja w Polsce wynosiła średnio 2,8 proc., najmniej od trzech lat, a w samym marcu zaledwie 1,9 proc. Dla porównania jeszcze na początku stycznia uczestnicy konkursu „Parkietu” i „Rzeczpospolitej” na najlepszego analityka makroekonomicznego przeciętnie przewidywali, że inflacja w pierwszych trzech miesiącach br. będzie wynosiła 4 proc. Tylko jeden (dr Wojciech Zatoń, dwukrotny zwycięzca konkursu) spodziewał się wyniku poniżej 3 proc.
U progu IV kwartału ub.r. przeciętne prognozy inflacji na I kwartał br. były jeszcze wyższe, sięgały 6 proc. Wtedy jednak część ekonomistów zakładała jeszcze, że z początkiem br. rząd podwyższy z 0 do 5 proc. stawkę na podstawowe artykuły żywnościowe. Tak się nie stało, ale to tylko częściowo tłumaczy niespodziewanie szybki spadek inflacji. Jego główną przyczyną jest, jak się zdaje, gwałtowne wyhamowanie wzrostu cen żywności w związku z sytuacją na globalnym rynku surowców oraz zaostrzoną konkurencją w handlu. Dość powiedzieć, że choć ostatecznie VAT na żywność wzrósł od kwietnia, to ekonomiści spodziewają się obecnie, że inflacja w II kwartale br. wyniesie średnio 2,9 proc. zamiast 4,2 i 5,7 proc., jak sądzili – odpowiednio – trzy i sześć miesięcy temu.