W strefie euro najbliższy rok nie będzie z gospodarczego punktu widzenia bardziej udany od mijającego. Według ankietowanych przez agencję Bloomberga ekonomistów, najbardziej prawdopodobny scenariusz to wzrost aktywności ekonomicznej w tym regionie o zaledwie 0,5 proc. – czyli stagnacja. W USA obawy przed recesją ostatnio zmalały, ale spowolnienie wydaje się nieuniknione: wzrost ma być dwukrotnie szybszy niż w zachodniej Europie, ale o połowę wolniejszy niż w 2023 r. Obie gospodarki będą odczuwały skutki najmocniejszego zaostrzenia polityki pieniężnej w tym stuleciu. Na tym tle Polska powinna się wyraźnie wyróżniać. Pomoże nam, jak bywało często w przeszłości, silny popyt wewnętrzny.
Podwyższona niepewność
Uczestnicy noworocznej ankiety „Parkietu” – 25 indywidualnych ekonomistów i zespołów analitycznych – przeciętnie prognozują, że polski produkt krajowy brutto zwiększy się o 3 proc. W perspektywie historycznej nie byłoby to nadzwyczajne osiągnięcie, bo od 1996 r. PKB Polski rósł średnio w tempie 4,1 proc. Ale w porównaniu z mijającym rokiem, gdy PKB wzrósł według aktualnych szacunków o 0,5 proc., taki wynik oznaczałby wyraźne ożywienie albo raczej wyjście tego ożywienia z ukrycia. W praktyce bowiem mijający rok nie był nad Wisłą nieudany, tylko wskutek szoków ekonomicznych z poprzednich lat zmiana PKB rok do roku była wyjątkowo mało wiarygodną miarą rozwoju polskiej gospodarki (o czym więcej napiszemy w czwartkowym wydaniu „Parkietu”). Takie nawarstwienie statystycznych komplikacji raczej się już nie powtórzy, dzięki czemu w 2024 r. roczny wzrost PKB znów powinien być w miarę rzetelną miarą wzrostu aktywności ekonomicznej. Pod tym względem nadchodzący rok powinien przynieść pewną normalizację po okresie rozchwiania gospodarki wskutek pandemii Covid-19, wojny w Ukrainie i kryzysu energetycznego.
Echem tego rozchwiania jest jednak wciąż podwyższona niepewność, która przejawia się tym, że rozbieżności w scenariuszach makroekonomicznych dla Polski są wyraźnie większe niż w latach przed pandemią. Podczas gdy pesymiści sądzą, że wzrost PKB nie sięgnie nawet 2 proc., optymiści spodziewają się, że nieznacznie przekroczy 4 proc. (dla porównania w latach 2017–2019 różnica między skrajnymi prognozami nie przekraczała 1 pkt proc.). Przy tym tych wyższych prognoz przybyło tuż pod koniec 2023 r., gdy zaczęły się krystalizować zamiary rządu Donalda Tuska. To nie tylko odzwierciedlenie większych szans na odblokowanie unijnych funduszy z budżetu na lata 2021–2027 i na sfinansowanie Krajowego Planu Odbudowy, lecz także dodatkowego impulsu fiskalnego związanego z realizacją części obietnic wyborczych rządzącej koalicji przy utrzymaniu większości wydatków, które zaplanowali poprzednicy.